Czy pogoda może mieć wpływ na transmisję koronawirusa? Pytanie to postawili sobie eksperci z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, Państwowego Instytutu Badawczego oraz Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego.
- Sezonowość chorób zakaźnych jest jedną z typowych cech wirusów wywołujących infekcję dróg oddechowych i to jest wiadome od wielu lat. W przypadku koronawirusa jest pewna specyfika, zostało w tym temacie wykonanych wiele badań. Nasze badania są jednymi z wielu, ale dotyczą regionalnego zagadnienia - mówił w niedzielę na antenie TVN24 profesor Mariusz Figurski z Centrum Modelowania Meteorologicznego IMGW. Ekspert dodał, że według zeszłorocznych badań przeprowadzonych w skali globalnej, istnieje wyraźna korelacja pomiędzy pogodą a rozwojem pandemii.
Świadczą o tym także ubiegłoroczne badania IMGW i CMKP, dotyczące obszaru Polski i Europy Środkowej. Wynika z nich, że jest kilka parametrów meteorologicznych, znacznie wpływających na rozwój epidemii.
- Przy wysokiej temperaturze, silnym nasłonecznieniu i umiarkowanej wilgotności powietrza ryzyko zakażenia jest zdecydowanie mniejsze niż w przypadku niskiej temperatury, małej ilości słońca oraz bardzo wysokiej albo bardzo niskiej wilgotności powietrza - wyjaśniał profesor Figurski. - To proste parametry, które można samemu sobie sprawdzić. One mogą pozwolić nam ocenić, kiedy te warunki są sprzyjające do rozwoju epidemii, a kiedy nie - podkreślił badacz.
Figurski zauważył też, że pogoda stanowi 10-13 proc. wszystkich warunków, które mogą sprzyjać transmisji koronawirusa. - To jest jeden z elementów, które należy brać pod uwagę, jeśli chodzi o transmisję - mówił profesor Figurski. - Na pewno dzisiaj panują warunki takie, że potencjalnie wirus zagraża nam mniej, niż to było dwa dni temu - dodał.
Jak stwierdził ekspert, efekty tego powiązania między parametrami meteorologicznymi a zakażeniami, widoczne są po około 10-14 dniach.
- Jeśli dzisiaj mamy słońce a kilka dni temu był deszcz, to efekt tego będzie widoczny za kilkanaście dni. To jest związane między innymi z inkubacją wirusa w ciele człowieka - tłumaczył Figurski. - Drugi lockdown, który mieliśmy na przełomie września i października, zbiegł się akurat z rozbudowaniem dużego niżu, który przyszedł do nas znad Adriatyku. Szczególnie objął on południową część Polski, co było związane ze wzrostem infekcji na tym terenie, czego jednocześnie nie obserwowaliśmy na północy. Tutaj mieliśmy ten związek i on był wyraźny - dodał ekspert.
Jeszcze w marcu IMGW przytaczało raport Światowej Organizacji Meteorologicznej, który stwierdzał, że, inaczej niż w przypadku wirusa grypy, przy SARS-CoV-2 nie można mówić o sezonowości. "Dostępne na tym etapie dowody nie dają podstaw do łagodzenia przez rządy obostrzeń ograniczających przenoszenie się wirusa z powodu zbliżającej się wiosny. W 2020 roku wzrost infekcji obserwowaliśmy również w ciepłych porach roku i taka sytuacja może się powtórzyć" - podawano.
IMGW zwracało jednak uwagę, że opierano się na danych do stycznia 2021 roku. Raport nie obejmował więc najnowszych badań, które na bieżąco badają wpływ czynników meteorologicznych na nowe warianty wirusa.