Z inicjatywy Romana Szełemeja, prezydenta Wałbrzycha i ordynatora kardiologii w Specjalistycznym Szpitalu im. Sokołowskiego, radni miasta przyjęli uchwałę dotyczącą obowiązkowych szczepień przeciwko koronawirusowi. Wywołało to falę hejtu wobec samorządowca, grożono mu śmiercią i nawoływano do linczu. Szełemej poprosił policję o ochronę.
Prezydent Wałbrzycha podkreślił w rozmowie z Onetem, że w całej tej sprawie został dostrzeżony problem i to jest najważniejsze. - I to nie problem hejtu wobec osoby publicznej, bo nie jestem pierwszym i ostatnim, któremu grożono śmiercią. Zauważono problem, który nazywa się: katastrofalnie niski poziom gotowości Polaków do zaszczepienia. Stoimy przed absolutnie apokaliptyczną wizją czwartej fali wirusa. I ona jest całkiem nieodległa, bo czeka nas pewnie w okolicach września - stwierdził. Dodał, że czeka nas kolejna fala, jeśli nie zmienimy podejścia do szczepień.
- Jesteśmy obarczeni ogromnym ryzykiem, że do września nie osiągniemy wyszczepienia populacji wyższego niż 45 proc. Z naszą wiedzą i poziomem odpowiedzialności mamy w Polsce potężny problem. I to nie tylko w kwestii szczepionek, ale w ogóle pojmowania pandemii. Nie bez powodu mamy, choć przyczyn jest wiele, tak ogromnie wysoki poziom ofiar śmiertelnych - powiedział Szełemej.
Przypomnijmy, w czwartek minister zdrowia Adam Niedzielski był dużo bardziej optymistyczny niż prezydent Wałbrzycha. Mówił, iż "jesteśmy w okolicach mniej więcej 50-procentowej odporności populacyjnej". - Kiedy już powoli dochodzimy do tempa dwóch milionów szczepień tygodniowo, to do czerwca zrealizujemy cel, jaki postawił pan premier Morawiecki, czyli 20 mln zaszczepionych, ale myślę, że w perspektywie dwóch miesięcy jesteśmy w stanie dojść do progu 60-70 proc. odporności populacji, oczywiście licząc łącznie z tymi osobami, które przechorowały - podkreślił Niedzielski na antenie TVP Bydgoszcz.