Jak pisaliśmy, w poniedziałek 26 kwietnia Komisja Europejska poinformowała o wszczęciu postępowania prawnego przeciwko firmie AstraZeneca. Rzecznik KE przekazał, że jest to związane ze złamaniem przez koncern postanowień kontraktu na dostawy szczepionek.
Do końca pierwszego kwartału 2021 roku AstraZeneca miała bowiem dostarczyć do Unii Europejskiej 120 milionów dawek preparatu. Tymczasem dostarczyła zaledwie około jedną czwartą tej liczby. Zdaniem samego koncernu pozew ten jest jednak bezpodstawny. Teraz okazuje się, że co najmniej jeden z krajów UE, Belgia, miał zostać poinformowany jeszcze przed podpisaniem kontraktu z firmą AstraZeneca, że ten zawiera pewne braki.
Jak podaje serwis POLITICO.eu, 17 sierpnia 2020 roku firma Deloitte przygotowała dla belgijskiego rządu opinię kontraktu, w którym napisała, że "umowa w sprawie zakupów nie przewiduje sankcji w przypadku nieprzestrzegania terminów i ilości dostaw". 19 sierpnia kwestia ta została podniesiona przez urzędników grupy doradczej belgijskiego rządu. Ówczesny przedstawiciel Belgii w Radzie Sterującej UE, Xavier De Cuyper, uznał jednak, że opinia Deloitte pojawiła się zbyt późno. - W tym czasie nie można było już zmienić treści umowy - powiedział. 27 sierpnia została ona więc podpisana. Dodatkowo w kontrakcie miała zostać nawet zawarta klauzula mówiąca o tym, że KE nie może pozwać koncernu za niedostarczenie preparatu na czas.
Portal wskazuje, że przyczyną tego "braku elastyczności" może być fakt, że umowa ta wyrosła z wcześniejszego porozumienia między czterema państwami - Francją, Holandią, Niemcami i Włochami - które zawarły sojusz jeszcze przed formalnymi negocjacjami w sprawie zakupu szczepionek. - Kiedy otrzymaliśmy mandat od wszystkich państw członkowskich... wiele spraw zostało już ustalonych - powiedział urzędnik UE. - Nie mogliśmy zacząć od czystej kartki, co wyjaśnia, dlaczego umowa AstraZeneca różni się od zobowiązań z innymi producentami.