Doktor Grzegorz Dziekan w rozmowie w Polsat News stwierdził, że lekarze ostatnią chwilę wytchnienia mieli miesiąc temu. - Wówczas na moim oddziale mieliśmy trzy wolne łóżka. Przyjmowaliśmy pacjentów z innych okolicznych szpitali. Teraz na każde łóżko, które się zwolni, czeka kilku "chętnych". Po zgłoszeniu, że mamy miejsce, karetki - niekiedy w środku nocy - przywożą chorych z Otwocka, Warszawy, Żyrardowa czy Góry Kalwarii - dodał ordynator oddziału covidowego w Przysusze w województwie mazowieckim.
Lekarz stwierdził, że system ochrony zdrowia w Polsce musi mierzyć się z dwoma problemami - gdzie leczyć pacjentów chorych na COVID-19 oraz jak walczyć z postępującym paraliżem normalnych szpitali, które zamieniane są na placówki covidowe. Według niego niebawem może dojść do sytuacji, w której pacjenci po udarach czy zawałach, potrzebujący pilnej pomocy, nie będą mieli gdzie trafić, ponieważ wszystkie szpitale będą walczyły z epidemią.
Według doktora Dziekana system działa tylko dlatego, że medycy "poświęcają się do granic możliwości".
- System funkcjonuje dzięki ludziom pracującym od dłuższego czasu ponad swoje siły. Kilkukrotnie przeżyłem coś najbardziej tragicznego: badanie pacjenta, z którym rozmawiam, lecz jego stan się pogarsza, a po wykonaniu tomografii okazuje się, że on w ciągu dwóch dni umrze - powiedział. Doktor Dziekan podkreślił, że czeka nas jeszcze co najmniej kilka ciężkich tygodni.
- Jednak jestem optymistą. Myślę, że za trzy, cztery miesiące będziemy mówić o pandemii jako zjawisku ustępującym, chyba że pojawi się nowa, agresywna mutacja wirusa. Wówczas zaczniemy osiągać odporność grupową - podkreślił. Doktor dodał, że bez akcji szczepień w trzeciej fali epidemii odnotowana zostałaby ogromna liczba ofiar wśród osób po 70. roku życia.