Szefowa związku pielęgniarek i położnych w rozmowie w Radiu ZET przyznała, że 7 kwietnia miał odbyć się duży strajk pracowników medycznych, jednak ze względu na epidemię, postanowiono go przełożyć. Krystyna Ptok zapowiedziała jednak, że w maju odbędzie się dwugodzinny strajk generalny pielęgniarek przed Ministerstwem Zdrowia.
- Pracujemy już ostatkami sił, choć na jesieni wydawało się już, że padniemy. Wykonujemy 250 proc. należnej normy (...). Chcemy poprawy warunków pracy tu i teraz! Nie mamy czasu czekać na perspektywę do 2027 r., bo wtedy przeciętny wiek pielęgniarki to będzie 58 lat. Taka osoba ma stać przy łóżku chorego - mówiła Krystyna Ptok. - W Polsce w szpitalu covidowym przy 100 łóżkach mamy 0,5 pielęgniarki, a w Europie będziemy mieli 1. Pracujemy na dwóch albo trzech etatach. Już wszyscy są tą sytuacją zmęczeni, rozdrażnieni, wściekli. Chcą pomóc wszystkich pacjentom, ale okazuje się, że się nie da - powiedziała dalej.
Krystyna Ptok stwierdziła, że epidemia koronawirusa pokazała, że "jesteśmy ubodzy w systemie ochrony zdrowia". Pielęgniarka przyznała, że pracowników medycznych jest zbyt mało na coraz większą liczbę pacjentów, którzy są hospitalizowani z powodu ciężkiego przebiegu choroby. - Słyszymy o karygodnej sytuacji, gdzie mamy 80 chorych i do nich dwie pielęgniarki i jednego lekarza. Zaczynają się już dylematy pt. "zmarł pacjent, ja teraz nie wiem, czy on zmarł przez nasze zaniedbanie, bo byliśmy przy innym pacjencie" - przyznała.
7 kwietnia przypada Światowy Dzień Zdrowia i Dzień Pracownika Służby Zdrowia. Celem tego dnia jest zwrócenie uwagi na problemy zdrowotne społeczeństwa oraz problemy ochrony zdrowia na świecie. Podziękowania za pracę złożył już medykom m.in. prezydent Andrzej Duda, premier Mateusz Morawiecki oraz minister zdrowia Adam Niedzielski. Lekarze, którzy od ponad roku walczą z epidemią koronawirusa, zwracają tego dnia uwagę na problemy dotyczące wynagrodzeń czy finansowania ochrony zdrowia. Część postulatów zaprezentowano na proteście w Warszawie.
- Sytuacja wygląda tak, że pracujemy ponad normy. To praca po 300 godzin w miesiącu, w 2-3 miejscach, m.in. w szpitalach tymczasowych. Jesteśmy przemęczeni, zestresowani. Jak mamy ratować ludzkie życie, skoro brakuje kadr? Czy na pewno szpitale są bezpieczne, skoro dwóch ratowników, dwóch lekarzy i dwie pielęgniarki opiekują się 80 pacjentami. Czy to jest właściwa polityka zdrowotna państwa? - mówiła przewodnicząca OZZPiP i szefowa branży ochrona zdrowia w Forum Związków Zawodowych Krystyna Ptok podczas protestu.
- Protestujemy, bo chcemy przekazać społeczeństwu i rządzącym, że możliwy jest dalszy, a nawet większy niż dotychczas paraliż służby zdrowia. Wynika to z tego, że pensje, które proponuje dla medyków minister są tak niskie, że już niedługo nie będzie komu pracować. A nie ma jak dotąd samoobsługowych szpitali, pracowni diagnostycznych. Nie ma medyków, nie ma leczenia. To jest prosty przekaz, który chcemy przekazać. Jest obawa, że tych lekarzy nie będzie - dodał przewodniczący Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Krzysztof Bukiel.
Związkowcy domagają się ustalenia współczynników korygujących wynagrodzenia medyków tak, by zachęcały one młode osoby do nauki w zawodzie medycznym a później do pracy na terenie kraju. Jak dodali, medycy powinni zarabiać minimum 8 tys. zł brutto. Chcą też zwiększenia finansowania ochrony zdrowia.