Lekarz odpiera zarzuty ws. szczepień w Rzeszowie. Zapewnia, że szczepiono osoby do tego uprawnione

- Nikt mi nie będzie mówił, jak było. Sam stałem przy drzwiach i sprawdzałem, czy wchodzące osoby mają w telefonach SMS-y z potwierdzeniem szczepień- mówił dr Stanisław Mazur w centrum medycznego w Rzeszowie, gdzie odbywają się masowe szczepienia. Po informacjach o tym jakoby szczepiono bez zapisów i spoza uprawnionych grup wiekowych, pojawiły się zarzuty, że ma to mieć związek ze zbliżającymi się wyborami.
Zobacz wideo Dworczyk przeprasza po zamieszaniu ze szczepionkami. "Ministra zdrowia nie było na wczorajszym sztabie"

O akcji szczepień w Rzeszowie informowali w święta dziennikarze i politycy. Zwrócono uwagę na dwie kwestie - liczbę szczepień oraz doniesienia o tym, że z kolejki wpuszczane są osoby w wieku 20-30 lat, choć ta grupa na razie nie jest uprawniona. 

Według ostatnich danych w liczącym 190 tys. mieszkańców mieście podano blisko 120 tys. dawek szczepionki. To mniej więcej tyle, co w dużo większych Katowicach. To jednak można wyjaśnić tym, że w mieście szczepią się nie tylko mieszkańcy, ale i osoby z innych części województwa.

O tym mówił w rozmowie z WP.pl dr Stanisław Mazur, prezes centrum medycznego w Rzeszowie, które odpowiada za organizację dużej części szczepień w mieście i województwie. Jak stwierdził, statystyki nie dotyczą zaszczepionych mieszkańców, a szczepień wykonanych przez miejskie placówki. Do nich przyjeżdżają osoby spoza Rzeszowa, do tego do statystyk wliczają się dawki podane przez zespoły wyjazdowe w miejscowościach, gdzie nie ma punktów szczepień.

Lekarz apeluje, by politycy "nie mieszali się" do akcji szczepień

W świąteczny weekend w mediach społecznościowych pojawiły się zdjęcia kolejek do punktów szczepień w Rzeszowie. Jak tłumaczy to dr Mazur? - Podjąłem decyzję, aby jeszcze przed świętami wykorzystać wszystkie szczepionki, jakimi dysponowaliśmy. W Wielki Piątek dostaliśmy 2000 dawek Pfizera i również postanowiliśmy je zużyć. Dlatego byliśmy w stanie zaszczepić jednego dnia 4080 osób - powiedział. Zapewnił, że punkty szczepień nie dostały nic poza tym, co "proporcjonalnie przypadało Podkarpaciu", z wyjątkiem dostawy AstraZeneki. Lekarz przekonywał, że zamawiano ją stale, bo wiele osób nie chciało tej szczepionki, a w Rzeszowie "przekonano pacjentów, że jest bezpieczna". 

Kolejne wątpliwości dotyczyły szczepienia osób młodszych, niż wynika to z programu szczepień. Lekarz mówił, że przypadki osób z młodszych grup bez odpowiednich uprawnień były "incydentalne" i chodziło o kilkadziesiąt osób, którym podano dawki na koniec dnia, bo inaczej by się zmarnowały. Inne młodsze osoby w kolejce to - jak wyjaśniał - te uprawnione ze względu na pracę, jak policjanci, strażacy, pracownicy sądów i prokuratur, nauczyciele czy lekarze, którzy z jakichś powodów nie zaszczepili się wcześniej. 

- Nikt mi nie będzie mówił, jak było. Sam stałem przy drzwiach i sprawdzałem, czy wchodzące osoby mają w telefonach SMS-y z potwierdzeniem szczepienia. Sprawdzałem także legitymacje służbowe czy blachy policjantów - zapewnił. 

Dr Mazur apelował, by aby politycy nie mieszali akcji szczepień w kampanię wyborczą i zaprzeczał, jakoby relatywnie duża liczba osób zaszczepionych w mieście miała coś wspólnego ze zbliżającymi się tam wyborami prezydenckimi.

Dworczyk o szczepieniach w Rzeszowie: Wszystkie regiony szczepią podobnie

W poniedziałek do kwestii liczby szczepień wykonanych w Rzeszowie odniósł się w mediach społecznościowych Michał Dworczyk, szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i pełnomocnik rządu ds. Narodowego Programu Szczepień.

"Doniesienia o Rzeszowie i procencie zaszczepionych mieszkańców tego miasta NIE są prawdziwe. Wszystkie regiony szczepią w podobnym tempie. Rozmieszczenie punktów na Podkarpaciu powoduje, że mieszkańcy części regionu i pobliskich powiatów korzystają ze szczepień w Rzeszowie" - poinformował Dworczyk.

Więcej o: