Trzecia fala koronawirusa w Polsce. "Zakażeń u dzieci jest trzy razy więcej niż jesienią"

Profesor Jacek Wysocki, członek rady medycznej przy premierze, przyznał, że ewentualne zamknięcie przedszkoli i żłobków będzie dobrym rozwiązaniem, ponieważ coraz więcej dzieci choruje na COVID-19. Decyzja taka ma być rozważana przez rząd, który w czwartek ogłosi nowe obostrzenia.

Profesor Jacek Wysocki w rozmowie z RMF FM wypowiedział się na temat zamknięcia żłobków i przedszkoli. Już wcześniej dziennikarze WP.pl nieoficjalnie informowali, że rząd zamierza zamknąć placówki dla najmłodszych dzieci, z powodu rosnącej liczby zakażeń (w środę Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 29 978 nowych przypadkach infekcji - to największy dzienny przyrost od początku epidemii w Polsce).

Nowe obostrzenia - zamknięcie żłobków i przedszkoli? " To wyjście i dobre, i złe"

- Robimy to z ciężkim sercem, bo uderzy to także w służbę zdrowia (pracowników, których dzieci uczęszczają do żłobków czy przedszkoli - red). To wyjście i dobre, i złe. Jakiś czas temu sugerowaliśmy, żeby puścić dzieci z klas I-III do szkół, bo wiemy jaka to jest dewastacja, to zamknięcie ich w domu. Dziś są złe okoliczności, a z dziećmi jest trudna sytuacja - przyznał wiceprzewodniczący Polskiego Towarzystwa Wakcynologii.

- Coraz więcej dzieci zgłasza się do lekarzy rodzinnych z chorobami górnych dróg oddechowych. Są one kierowane na badania na COVID-19. Wyników dodatnich jest około trzy razy więcej niż było jesienią. Z dziećmi jest ciekawa historia, bo one nie chorują tak ciężko na COVID-19, żeby to wymagało hospitalizacji. Ale mają inne problemy, inne schorzenia (onkologiczne, immunologiczne - red.), z powodu których muszą być hospitalizowane. A muszą być na oddziałach covidowych, bo zarażają. Mam wątpliwości, kto kogo zakaża. Rodzice dzieci, czy dzieci rodziców. Ale na tym poziomie epidemii to jest dociekanie naukowe. Jest zła sytuacja epidemiczna - podsumował Jacek Wysocki.

Zobacz wideo Twardy lockdown od niedzieli? Arłukowicz: Klękamy przed wirusem

Brytyjski wariant koronawirusa w Polsce

Profesor przyznał, że za drastyczny wzrost liczby zakażeń w Polsce ewidentnie odpowiada brytyjski wariant koronawirusa SARS-CoV-2. Dodał, że wzrost infekcji jest bardzo niepokojący, a dzienna liczba chorych na poziomie 30 tys. "jest bardzo złym znakiem".

W sprawie brytyjskiego wariantu koronawirusa wypowiadała się także doktor Magdalena Okarska-Napierała z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Zdaniem lekarki, ten wariant rozprzestrzenia się o wiele skuteczniej między dorosłymi i dziećmi, dlatego też najmłodsi są coraz częściej diagnozowani jako chorzy na COVID-19 - potwierdzają to także badania brytyjskich naukowców. Źródłem zakażenia mogą być więc szkoły czy przedszkola, a rola dzieci w "szerzeniu epidemii" zmieniła się i stanowią one teraz większe zagrożenie dla np. dziadków czy osób przewlekle chorych.

Więcej o: