Górnośląskie Centrum Medyczne im. prof. Leszka Gieca Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach to miejsce, które na 122 dni stało się domem dla pana Dariusza Wdowika, 59-letniego lekarza. Zakażony koronawirusem medyk, mimo wdrożenia leczenia, coraz bardziej podupadał na zdrowiu.
Na wskutek COVID-19 doszło do stopniowego uszkodzenia płuc - podjęto więc decyzję o przekazaniu chorego na Oddział Anestezjologii i Intensywnej Terapii z Nadzorem Kardiologicznym. Tam podjęto decyzję o podłączeniu pana Dariusza do aparatu do pozaustrojowego utlenowania krwi - VV ECMO, czyli tzw. sztucznego płuca.
ECMO to alternatywna metoda leczenia, stosowana w przypadku pacjentów, u których nie wystarcza "jedynie" respirator. To bardzo inwazyjna metoda leczenia, która realizowana jest wyłącznie w przypadku znacznego uszkodzenia płuc. U pana Dariusza niewydolność płuc nie była jedynym skutkiem koronawirusa. COVID-19 doprowadził u 59-latka do ciężkiej niewydolności nerek oraz innych, utrudniających leczenie powikłań. 59-latek musiał zostać podłączony do ECMO, a cała terapia trwała niemal 70 dni.
- 68 dni terapii ECMO to bardzo długo. To ciężka praca, w której tylko dbałość o szczegóły pozwala liczyć na końcowy sukces. Najtrudniejsza w tak długiej terapii okazuje się wiara w ostateczny efekt terapii. Kiedy po miesiącu płuca pacjenta nadal nie funkcjonują, a ich obraz radiologiczny czy tzw. podatność się nie poprawia, kluczowe jest utrzymanie pełnego zaangażowania całego zespołu. I - co nie mniej ważne, a może ważniejsze - utrzymanie wiary w sukces u pacjenta, bez którego zaangażowania w fizjoterapię i cierpliwość trudno liczyć na pozytywny wynik leczenia - powiedział dla portalu pulsmedycyny.pl lekarz kierujący Oddziałem Kardiochirurgii prof. Marek Deja.
Dziś pan Dariusz oddycha już samodzielnie, wyszedł ze szpitala i cieszy się odzyskanym życiem. Jednak lekarze z Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach przyznają, że kilkukrotnie zastanawiali się, czy stosowana przez nich terapia przyniesie pożądany skutek.
Medycy z Katowic korzystali z konsultacji z różnymi specjalistami, podkreślają także ogromną rolę pielęgniarek w powrocie do zdrowia chorego. Stosowano również fizjoterapię. Wojciech Kruczak, lekarz anestezjolog z GCM w rozmowie z TVN24 przyznał, że:
Było wiele sytuacji, w których zastanawialiśmy się, czy to nie jest terapia daremna, czy to nie jest podtrzymywanie czyjegoś cierpienia.
W trakcie leczenia wdała się m.in. infekcja bakteryjna płuc oraz niewydolność nerek. - Myśleliśmy, że to koniec - powiedział Kruczak.
- Z intensywnej terapii pamiętam tylko moment przeniesienia na ten oddział i podłączenie, czyli tracheotomię - opowiedział pan Dariusz w rozmowie z TVN24. Dziś 59-letni lekarz powoli odzyskuje siły, jednak czeka go rehabilitacja i powrót do kondycji. - Mam takie przebłyski, jak doktor Kruczak dawał mi telefon, żebym słuchał rodziny - opowiada lekarz.
- Terapia ECMO w najcięższych infekcjach wirusem grypy trwa średnio 7-10 dni. W przypadku wirusa SARS-CoV-2 bywa znacznie dłuższa. Płuca wymagają 2-3 tygodni na regenerację do stopnia, który umożliwi zakończenie wspomagania pozaustrojowego. Tylko nielicznej grupie pacjentów, których funkcja płuc nie ulega poprawie, można zaproponować przeszczepienie narządu. Powodem ograniczenia są restrykcyjne kryteria kwalifikacji do transplantacji i ograniczona liczba dawców - przekazała w oświadczeniu kierująca Oddziałem Anestezjologii i Intensywnej Terapii z Nadzorem Kardiologicznym GCM prof. Ewa Kucewicz-Czech.