Trwa trzecia fala epidemii. System ochrony zdrowia jest przeciążony bardziej kiedykolwiek. W Gazeta.pl wspieramy pracowników medycznych i oddajemy Wam nasze łamy, by pokazywać, jak rzeczywiście wygląda sytuacja na pierwszej linii. Lekarzu, pielęgniarko, ratowniku medyczny, diagnosto, pracowniku sanepidu, pracowniku ochrony zdrowia - napisz do nas na adres: redakcjagazetapl@agora.pl. Pokaż nam, jak wygląda Wasza codzienna praca, podziel się z nami swoją perspektywą.
Bartek Kubacki jest rezydentem czwartego roku specjalizacji z chorób wewnętrznych, na co dzień pracuje w Wielospecjalistycznym Szpitalu Miejskim im. J. Strusia w Poznaniu. Od 10 miesięcy walczy z epidemią koronawirusa. Rezydent przyznaje, że w trzeciej fali zakażeń coraz częściej do placówki trafiają pacjenci w wieku 30-, 40- czy 50-lat, których stan jest ciężki. Niektórzy z chorych mają zajętych chorobą nawet 70-90 proc. płuc.
"Spróbujcie nalać do dzbanka wody przez kran zapchany w 90 proc. kamieniem... Dać się jakoś da, ale szału nie ma. Większość historii zaczyna się podobnie - przyniosła córka z przedszkola/szkoły, znajomy wyszedł dodatni, ktoś w pracy zachorował" - pisze na Facebooku. Rezydent dalej dodaje, że pacjentom włączane są wszystkie leki - o ile są w hurtowniach. Podawany jest też tlen - najpierw przez maskę, a później aparaturę airvo, która jest "ostatnim krokiem" przed podłączeniem pacjenta pod respirator.
Rezydent pisze o strachu pacjentów, którzy dowiadują się, że wszystkie metody leczenia zawiodły, a przy spadającej saturacji konieczne jest przewiezienie chorego na oddział intensywnej terapii. "Widzę coraz większy strach w oczach... Tłumaczę, że nie mamy na naszym oddziale większych możliwości leczenia... 'Czy ja tutaj jeszcze wrócę?' - znowu nic nie odpowiadam. Z naszego doświadczenia wiem, że ma zaledwie 5-10 proc. szans na przeżycie pod respiratorem" - dodaje Bartek Kubecki.
Następnie pacjent przewożony jest na OIOM, na którym leży już 20 pacjentów, chociaż pomieszczenie przewidziane jest dla 10 chorych. "Przekładamy pacjenta na drugie łóżko, słyszę kolejny raz: 'Dzień dobry, jestem anestezjologiem, musimy pana/panią zaintubować. Rurka 7.5, midanium, propofol, fentanyl'. To ostatnie zdanie, będzie dla wielu z nich ostatnim, jakie usłyszą w swoim życiu. 95 proc. pacjentów na intensywnej terapii umiera. Na te 20 stanowisk, tylko na jednym hospitalizacja skończy się względnie pomyślnie" - pisze dalej.
Kolejną część wpisu rezydent przeznacza na apel do osób, które nie stosują się do obostrzeń. Mężczyzna przyznaje, że sam nie zgadza się z wieloma decyzjami rządu, ale zasada DDM - dystans, dezynfekcja i maseczka, a także szczepienie, powinno być praktykowane przez każdego. Apeluje też, by jeszcze przez jakiś czas ograniczyć spotkania i imprezy.
"Każdy ma dość po tych 12 miesiącach, ale musimy w tym wszystkim razem wytrzymać dbając o siebie i naszych najbliższych. Kilka prostych rzeczy zmniejsza znacznie szansę na to, że spotkamy się pewnej nocy na dyżurze i nie będziecie mi odpowiadać na pytanie: "co się u pana/pani stało?". Bo jeśli nawrócicie się na te zasady w momencie kiedy się spotkamy lub spotkam się z Waszymi bliskimi na oddziale, to może być już zdecydowanie za późno. Trzymajcie się zdrowo i dbajcie o siebie i swoich bliskich" - pisze na koniec Bartek Kubecki.