Rezydent: "Rurka 7.5, midanium, propofol, fentanyl" - to dla wielu ostatnie zdanie, jakie usłyszą w życiu

Rezydent Bartek Kubecki napisał o dziesięciu miesiącach pracy na oddziałach "covidowych". Przyznał, że w trzeciej fali koronawirusa sytuacja uległa zmianie - do szpitali w ciężkim stanie trafia cały czas dużo osób, ale coraz częściej są to pacjenci w wieku od 30 do 50 lat. Rezydent apeluje, by przestrzegać obowiązujących obostrzeń, nawet jeśli nie zgadzamy się ze wszystkimi decyzjami wydanymi przez rząd.

Trwa trzecia fala epidemii. System ochrony zdrowia jest przeciążony bardziej kiedykolwiek. W Gazeta.pl wspieramy pracowników medycznych i oddajemy Wam nasze łamy, by pokazywać, jak rzeczywiście wygląda sytuacja na pierwszej linii. Lekarzu, pielęgniarko, ratowniku medyczny, diagnosto, pracowniku sanepidu, pracowniku ochrony zdrowia - napisz do nas na adres: redakcjagazetapl@agora.pl. Pokaż nam, jak wygląda Wasza codzienna praca, podziel się z nami swoją perspektywą.

Bartek Kubacki jest rezydentem czwartego roku specjalizacji z chorób wewnętrznych, na co dzień pracuje w Wielospecjalistycznym Szpitalu Miejskim im. J. Strusia w Poznaniu. Od 10 miesięcy walczy z epidemią koronawirusa. Rezydent przyznaje, że w trzeciej fali zakażeń coraz częściej do placówki trafiają pacjenci w wieku 30-, 40- czy 50-lat, których stan jest ciężki. Niektórzy z chorych mają zajętych chorobą nawet 70-90 proc. płuc.

Zobacz wideo Twardy lockdown od niedzieli? Arłukowicz: Klękamy przed wirusem

Rezydent z oddziału covidowego: Z naszego doświadczenia wiem, że ma zaledwie 5-10 proc. szans na przeżycie pod respiratorem

"Spróbujcie nalać do dzbanka wody przez kran zapchany w 90 proc. kamieniem... Dać się jakoś da, ale szału nie ma. Większość historii zaczyna się podobnie - przyniosła córka z przedszkola/szkoły, znajomy wyszedł dodatni, ktoś w pracy zachorował" - pisze na Facebooku. Rezydent dalej dodaje, że pacjentom włączane są wszystkie leki - o ile są w hurtowniach. Podawany jest też tlen - najpierw przez maskę, a później aparaturę airvo, która jest "ostatnim krokiem" przed podłączeniem pacjenta pod respirator.

Rezydent pisze o strachu pacjentów, którzy dowiadują się, że wszystkie metody leczenia zawiodły, a przy spadającej saturacji konieczne jest przewiezienie chorego na oddział intensywnej terapii. "Widzę coraz większy strach w oczach... Tłumaczę, że nie mamy na naszym oddziale większych możliwości leczenia... 'Czy ja tutaj jeszcze wrócę?' - znowu nic nie odpowiadam. Z naszego doświadczenia wiem, że ma zaledwie 5-10 proc. szans na przeżycie pod respiratorem" - dodaje Bartek Kubecki.

Następnie pacjent przewożony jest na OIOM, na którym leży już 20 pacjentów, chociaż pomieszczenie przewidziane jest dla 10 chorych. "Przekładamy pacjenta na drugie łóżko, słyszę kolejny raz: 'Dzień dobry, jestem anestezjologiem, musimy pana/panią zaintubować. Rurka 7.5, midanium, propofol, fentanyl'. To ostatnie zdanie, będzie dla wielu z nich ostatnim, jakie usłyszą w swoim życiu. 95 proc. pacjentów na intensywnej terapii umiera. Na te 20 stanowisk, tylko na jednym hospitalizacja skończy się względnie pomyślnie" - pisze dalej.

Rezydent o zasadzie DDM. "Jeśli nawrócicie się w momencie, gdy traficie na oddział, to może być już zdecydowanie za późno"

Kolejną część wpisu rezydent przeznacza na apel do osób, które nie stosują się do obostrzeń. Mężczyzna przyznaje, że sam nie zgadza się z wieloma decyzjami rządu, ale zasada DDM - dystans, dezynfekcja i maseczka, a także szczepienie, powinno być praktykowane przez każdego. Apeluje też, by jeszcze przez jakiś czas ograniczyć spotkania i imprezy.

"Każdy ma dość po tych 12 miesiącach, ale musimy w tym wszystkim razem wytrzymać dbając o siebie i naszych najbliższych. Kilka prostych rzeczy zmniejsza znacznie szansę na to, że spotkamy się pewnej nocy na dyżurze i nie będziecie mi odpowiadać na pytanie: "co się u pana/pani stało?". Bo jeśli nawrócicie się na te zasady w momencie kiedy się spotkamy lub spotkam się z Waszymi bliskimi na oddziale, to może być już zdecydowanie za późno. Trzymajcie się zdrowo i dbajcie o siebie i swoich bliskich" - pisze na koniec Bartek Kubecki.

Więcej o: