Tomasz Karauda, lekarz łódzkiego oddziału covidowego Szpitala Uniwersyteckiego, rozmawiał w RMF FM z Mariuszem Piekarskim na temat aktualnej sytuacji epidemiologicznej. We wtorek 16 marca liczba hospitalizowanych pacjentów z koronawirusem wzrosła w kraju aż o 934 osoby, 55 z nich potrzebuje respiratorów. Karauda podkreślił, że obecna sytuacja przypomina tę z jesieni.
- Jest bardzo dużo pacjentów i niekiedy stoimy przed sytuacją, w której nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim, którym chcielibyśmy pomóc. Apelujemy wtedy o wsparcie z innych jednostek. Naprawdę, to już jest szczyt tej fali, jeżeli nie tsunami chorych, których otrzymujemy - powiedział.
Na pytanie Piekarskiego o wolne miejsca w szpitalu, medyk odpowiedział, że "sytuacja jest dynamiczna". - Kiedy tylko możemy i spełniamy kryteria i czasowe, i również wymazów ujemnych, które pozwolą nam na przeniesienie pacjenta, to szybko z tego korzystamy. Niestety duża część pacjentów zmaga się z taką postacią niewydolności oddechowej, która prowadzi do zgonu i wtedy, gdy tracimy takie miejsce, szybko jest ono zapełniane przez kolejną osobę. To jest najbardziej tragiczny finał - mimo że trwa już całe miesiące - to żadna śmierć nie jest nam obojętna i nie potrafimy tak po prostu przejść do porządku dziennego. To jest zawsze śmierć jakiegoś, czyjegoś świata - zauważył Karauda.
Lekarz powiedział, że wielu z chorych jest prawdopodobnie zakażonych mutacją brytyjską, która, według obecnych badań, może zwiększać prawdopodobieństwo ciężkiego przebiegu choroby o nawet do 64 proc. Dodatkowo wystarcza mniejsza cząstka wirusa, by spowodować chorobę. W wielu przypadkach brak już tak charakterystycznych objawów, jak utrata węchu i smaku, ale także gorączka czy duszność.
- Często COVID-19 zaczyna się teraz od bólu gardła, zapalenia zatok czy biegunki - podkreślił Karauda. - Za każdym razem, jak jest infekcja, jakakolwiek, powinno się w tej sytuacji epidemiologicznej wykonać test - podkreśilł medyk i zaapelował, by prosić swoich lekarzy o skierowanie na badanie niezależnie od objawów. - Czujesz się źle, dzwonisz do lekarza z prośbą o wykonanie testu - powiedział. Lekarz potwierdził także, że "bez porównania z jesienią", wśród chorych jest coraz większy odsetek osób młodych.
Medyk opowiedział również, jak wygląda leczenie szpitalne. - W szpitalu zawsze mamy większe możliwości niż w domu i staramy się sięgać po te środki, które są dostępne tylko w szpitalu, na przykład osocze, które jest przetaczane, ale głównie w pierwszych dniach infekcji, podobnie jak remdesivir, lek przeciwwirusowy, ale w tym każdym ciężkim przebiegu staramy się używać leku, który hamuje tę burzę cytokinową, czyli nadmierną odpowiedź immunologiczną, która powoduje falowe zajęcie całej tkanki płucnej, i tutaj używamy leku o nazwie Tocilizumab. To są trzy główne leki plus sterydy i leczenie przeciwkrzepliwe, rozrzedzające krew, które stosujemy cały czas, od wiosny poprzez jesień - wyjaśnił Karauda. - Tutaj nowych danych, które wniosłyby istotną różnicę w leczeniu, nie ma. Ale to w każdym dniu może się zmienić i czekamy oprócz szczepień także na skuteczne leczenie. Potrzebujemy tego jak wody na pustyni - wyjaśnił.