Szczepienie preparatem AstraZeneca zostało wstrzymane w niektórych krajach europejskich. Na taki krok zdecydowały się Norwegia, Islandia, Dania, Austria, Estonia, Litwa, Łotwa, Luksemburg i Włochy. Decyzja motywowana jest doniesieniami, że w pojedynczych przypadkach u osób zaszczepionych wystąpiły zakrzepy krwi.
Do kontrowersji związanych ze szczepionką AstraZeneca odniosła się programie "Fakty po Faktach" na antenie TVN24 prof. Krystyna Bieńkowska-Szewczyk, wirusolog i kierownik Zakładu Biologii Molekularnej Wirusów Międzyuczelnianego Wydziału Biotechnologii Uniwersytetu Gdańskiego.
Bieńkowska-Szewczyk podkreśliła, że pojedyncze przypadki wystąpienia zakrzepów krwi należy bardzo dokładnie zbadać. - Trudno mi powiedzieć, czy są powody do niepokoju akurat na podstawie tych przypadków (…). To mogą być przypadki indywidualne, które wymagają bardzo dokładnego zbadania przez lekarzy i autorytety - powiedziała.
Według niej jest co najmniej kilka względów, które mogłyby zaważyć o wystąpieniu groźnych skutków ubocznych, ale zakrzepy krwi u pojedynczych pacjentów wcale nie muszą być powiązane ze szczepionką.
Bieńkowska-Szewczyk porównała sytuację ze szczepionką AstraZeneki do podania czekolady pięciu milionom osób. - Jeśli wśród nich kilka osób będzie miało bardzo poważne problemy, to trudno powiedzieć, że to od tych czekoladek. To może brzmi trywialnie, ale to musi być bardzo dokładnie zbadane - zaznaczyła.
Dodała, że badaniom nad bezpieczeństwem szczepionki AstraZeneki przyglądało się bardzo wiele osób i preparat "miał naprawdę bardzo dobre rezultaty", nie było sygnałów mówiących o skutkach ubocznych. - Proszę pamiętać, że ta szczepionka w największej skali była wykorzystywana w Wielkiej Brytanii i stamtąd takie sygnały nie płyną (...). Jestem absolutnie przekonana, że jest to szczepionka skuteczna i absolutnie godna zaufania.
AstraZeneca przekazała w niedzielę, że nie znalazła dowodów wskazujących na to, że jej szczepionka zwiększa ryzyko zakrzepów krwi. Brytyjsko-szwedzki koncern przeanalizował 17 milionów przypadków osób z Wielkiej Brytanii i krajów Unii Europejskiej, które zostały zaszczepione na COVID-19 jej preparatem.
"Dogłębna analiza (tych danych) nie wykazała, że istnieje zwiększone ryzyko wystąpienia zatorowości płucnej, zakrzepicy żył głębokich czy trombocytopenii niezależnie od grupy wiekowej, płci, partii podanej szczepionki czy kraju" - poinformował koncern.
W podobnym tonie wypowiedział się minister zdrowia Adam Niedzielski. Wskazał, że badania Europejskiej Agencji Leków również nie wskazały na bezpośredni związek podania szczepionki z wystąpieniem zakrzepów w naczyniach krwionośnych.
- Przyglądamy się tej sprawie, mamy swojego człowieka w Europejskiej Agencji Leków, pana Grzegorza Cessaka, on jest naszym łącznikiem z EMA, która prowadzi bardzo szczegółowy monitoring tych przypadków. Mamy już jedną opinię, która przez komitet ds. oceny ryzyka przy EMA została podjęta, ta opinia wskazuje, że nie ma bezpośredniego związku między produktem szczepieniowym AstraZeneca. U nas też nie obserwujemy takiego ryzyka i takiej sytuacji - powiedział.