4 marca mija rok od stwierdzenia w Polsce pierwszego przypadku zakażenia koronawirusem. Nikt nie przeczuwał jeszcze wtedy, jak najbliższe miesiące zmienią naszą rzeczywistość pod wieloma względami. Tysiące Polaków straciło bliskich, zmagało się z problemami zdrowotnymi, walczyło o przetrwanie w biznesie i na rynku pracy. Po 12 trudnych miesiącach pokazujemy w Gazeta.pl pandemiczną codzienność z różnych perspektyw. Spoglądamy także w przyszłość - z ostrożnością, ale i nadzieją. Wszystkie nasze teksty na ten temat znajdziesz tutaj.
***
4 marca 2020 r., środa. Tej informacji od wielu dni spodziewali się wszyscy, pytania były w zasadzie trzy: kto, gdzie i kiedy.
- W nocy otrzymaliśmy dodatni wynik pierwszego pacjenta w Polsce, który ma potwierdzone zachorowanie na koronawirusa - ogłosił na tego dnia na porannej konferencji prasowej ówczesny minister zdrowia Łukasz Szumowski.
Szef resortu był tego dnia dość oszczędny w przekazywanych informacjach. Powiedział mediom, że pacjent leży w szpitalu w Zielonej Górze, "czuje się dobrze" i "wszystkie procedury zadziałały". Minister poinformował również, że jest to osoba, która przyjechała z Niemiec. Chory zgłosił się telefonicznie do lekarza, a potem został przewieziony do szpitala.
- Wszystkie osoby, które miały kontakt z tym pacjentem, zostały objęte kwarantanną domową - podkreślił Łukasz Szumowski. Nie odpowiedział na pytanie, ile osób miało kontakt z chorym, stwierdził jednak, że "niedużo".
- Pozwólmy pacjentowi w spokoju wracać do zdrowia, nie wywierajmy presji na niego i rodzinę - zaapelował.
Dzień później rozmowę z mężczyzną opublikował "Super Express". Pacjentem "zero" okazał się 66-letni Mieczysław Opałka z Cybinki w województwie lubuskim. Koronawirusem zakaził się najprawdopodobniej właśnie w Niemczech, gdzie był w odwiedzinach u córek. W Heinsbergu uczestniczył w wydarzeniach związanych z zakończeniem karnawału. Do Polski przyjechał autokarem wraz z kilkudziesięcioma innymi pasażerami.
- Przyjeżdżając do Polski, dokładnie w niedzielę rano, normalnie funkcjonowałem. Chodziłem, ale po południu zauważyłem, że mam temperaturę prawie 39 stopni. Miałem dokładnie 38,7 - mówił w rozmowie z "SE". Do szpitala trafił dwa dni przed podaniem do publicznej wiadomości informacji o zakażeniu - 2 marca.
W międzyczasie media obiegło także nagranie z posiedzenia sztabu kryzysowego w Starostwie Powiatowym w Słubicach, które odbyło się 4 marca. Głos zabrała wówczas szefowa słubickiego sanepidu Jadwiga Caban-Korbas. Urzędniczka w dość barwny sposób opowiadała m.in. o sytuacji rodzinnej i relacjach z żoną zakażonego mężczyzny (wówczas nie było znane jeszcze jego imię i nazwisko).
17 marca Szpital Uniwersytecki w Zielonej Górze poinformował w komunikacie, że pacjenta można uznać za "wyleczonego". Mężczyzna opuścił placówkę trzy dni później. Wtedy liczba stwierdzonych przypadków w Polsce przekraczała już łącznie 400.
- Dziękuję opatrzności, że dostałem dar życia, też dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do mojego wyzdrowienia - mówił Mieczysław Opałka w rozmowie z dziennikarzami. Stwierdził, że pierwsza połowa okresu pobytu w szpitalu była "fatalnie niepewna". - Gorączki, kaszel, ciężka sprawa, niepewność, ciągłe oczekiwanie na wyjście - wyliczał.
- Mam kolegów, którzy mnie wspomagali dobrym słowem, dużo ludzi z Polski, z zagranicy, nawet ze świata - dodał. - Chciałbym mieć teraz troszeczkę spokoju - zaznaczył.
Mężczyzna w minionym roku udzielił kilku wywiadów. W rozmowie z "Faktem" przyznał, że w trakcie choroby "przeczuwał najgorsze, dlatego zorganizował sobie pogrzeb i stypę". - Rozplanowałem co, gdzie i jak ma wszystko wyglądać - wyjaśnił.
Z biegiem czasu mieszkaniec Cybinki stał się w Polsce rozpoznawalny. - Byłem w Krakowie, małżeństwo pytało "czy pan to pan". Nawet na Kasprowym dziewczyny pytały, czy mogą sobie zrobić ze mną zdjęcie - opowiadał portalowi Wp.pl.
Po kilku miesiącach od wyjścia ze szpitala mężczyzna rozpoczął rehabilitację w placówce w Głuchołazach, w której leczone są osoby z powikłaniami po przejściu COVID-19. - Poprawiłem sobie kondycję, usprawniłem mięśnie nóg. Jestem bardziej sprawny - mówił w lutym w reportażu "Dzień Dobry TVN".
- Czuję się dobrze, na dzień dzisiejszy jest wszystko ok. Po COVID-zie szanuję życie niesamowicie, doceniam każdy dzień - stwierdził.