Według Dzieciątkowskiego COVID-19 nie jest chorobą sezonową, widać jednak cykliczne wzrosty liczby nowych przypadków. Wszystko przez postępowanie w walce z koronawirusem. Luzowanie restrykcji doprowadza do tego, że ludzie tracą czujność, mniej uważają i tym samym rośnie liczba chorych. Ta z kolei wpływa na ponowne wprowadzanie obostrzeń, co liczbę zakażeń zmniejsza, a następnie, ponieważ sytuacja się poprawia i dochodzi do zahamowania tempa zakażeń, znów powoduje to wycofanie pewnych restrykcji, otwieranie się niektórych branż gospodarki i lekkie podejście społeczeństwa. A wtedy, jak tłumaczył Dzieciątkowski, cały cykl powtarza się od nowa.
Jest bardzo prawdopodobne, że w związku z nowymi wariantami SARS-CoV-2 o podwyższonej zakaźności, w marcu - kwietniu możemy spodziewać się wzrostu zachorowań
- przestrzegł wirusolog w rozmowie z portalem medonet.pl.
Są różne prognozy na temat przewidywanej przybliżonej daty końca pandemii. Ile rzeczywiście ona potrwa - ciężko przewidzieć, gdyż zależy to od wielu czynników, jednak zdaniem doktora Dzieciątkowskiego, będziemy się z nią borykać się jeszcze co najmniej rok, a w czarnym scenariuszu nawet do dwóch lat. Wirusolog przypomniał, że poprzednie pandemie zwykle mijały samoistnie po trzech latach, jednak tę może uda się opanować szybciej, ze względu na podjęte działania. - To będzie zależało od naszego postępowania - podkreślił Dzieciątkowski.