Do zdarzenia doszło w Boże Narodzenie. Jeden z pracowników przebrał się w nadmuchiwany strój choinki i na krótki czas wszedł do izby przyjęć kalifornijskiego centrum medycznego Kaiser Permanente. Po kilku dniach placówka potwierdziła 44 zakażenia wśród pracowników, natomiast w ostatnią niedzielę szpital poinformował o śmierci kobiety zatrudnionej w rejestracji.
Eksperci pracujący nad sprawą orzekli, że zawinił mały wiatrak umieszczony wewnątrz świątecznego kostiumu, który z uwagi na dużą liczbę przyjmowanych do szpitala zakażonych osób, mógł wpłynąć na rozprzestrzenianie się kropelek wirusa unoszących się w powietrzu po całym oddziale - informuje "NY Times". - To przypadkowe zdarzenie doprowadziło do nieprzewidzianego przepływu powietrza. Dmuchanie na kropelki koronawirusa zawieszone w powietrzu dodaje im mocy. Są wtedy rozdrobnione, mniejsze. Dłużej unoszą się w powietrzu – ocenił doktor Peter Chin-Hong z Uniwersytetu Kalifornii w San Francisco.
- Oczywiście jest to bardzo nietypowa sytuacja, w której pracownik działał w dobrych intencjach, ale bez wcześniejszego ustalenia lub zgody - powiedziała Irene Chavez, zastępca dyrektora szpitala. Według niej tego typu zdarzenia powinny być przestrogą.
Od początku epidemii w hrabstwie Santa Clara, w którym znajduje się szpital w San Jose, odnotowano ponad 73,6 tys. przypadków zakażenia koronawirusem oraz 747 zgonów. Obecnie hospitalizowanych jest ponad 700 osób, z czego 160 przebywa na oddziałach intensywnej terapii.
Kalifornia jest w tej chwili epicentrum epidemii w Stanach Zjednoczonych. W całym stanie potwierdzono jak dotąd niemal 2,5 miliona zakażeń, a także ponad 27 tysięcy zgonów. W ostatnich tygodniach na tym terenie przybywało około 40 tysięcy przypadków w ciągu każdego dnia.