W poniedziałek na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym rozpoczyna się kontrola Narodowego Funduszu Zdrowia zlecona przez ministra zdrowia Adama Niedzielskiego. Prace rozpoczęła już też komisja wewnętrzna powołana przez rektora WUM.
Warszawski Uniwersytet Medyczny poinformował w czwartek, że z puli dodatkowych 450 dawek szczepionek zaszczepił m.in. 300 pracowników szpitali WUM. Zaszczepiono też grupę 150 osób obejmującą rodziny pracowników, pacjentów będących pod opieką szpitali i placówek WUM, w tym osiemnaście znanych postaci kultury i sztuki, które "zgodziły się zostać ambasadorami powszechnej akcji szczepień".
O sprawie szczepień celebrytów i polityków na WUM jako pierwsi poinformowali w mediach społecznościowych studenci tej uczelni. Wśród zaszczepionych osób - jak ujawnili studenci - są aktorzy: Krystyna Janda, Andrzej Seweryn, Maria Seweryn, Wiktor Zborowski, piosenkarze i aktorzy Michał Bajor i Magda Umer, a także były premier, obecnie europoseł Lewicy Leszek Miller i dyrektor programowy TVN Edward Miszczak.
- Uważam, że zostało to nadmiernie nagłośnione. Mówimy o kilkunastu znanych osobach, które mogłyby promować akcję szczepienia - komentuje w rozmowie z Gazeta.pl dr hab. n. med. Krzysztof Tomasiewicz, kierownik Katedry i Kliniki Chorób Zakaźnych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.
- Chyba przeceniamy trochę sygnały antyszczepionkowe, bo okazuje się, że mnóstwo ludzi znanych, w różnym wieku, chce się szczepić. Jeżeli te osoby "zabrałyby" komuś szczepionkę, to niedobrze, ale jest to też przykład dla innych, że trzeba się szczepić - dodaje specjalista chorób zakaźnych.
Prof. Tomasiewicz przyznaje, że szczepienia osób znanych powinny odbywać się w ramach transparentnej, nagłośnionej w mediach, zorganizowanej akcji. - Trzeba było z chęci osób znanych, z różnych opcji politycznych, zrobić kampanię informacyjną, pokazać, że szczepionka ma nas łączyć. Okropne jest to, że szczepionka zaczyna już niektórych dzielić, mamy różnice zdań w obrębie różnych grup społecznych. Nie możemy zaczynać akcji szczepień od dyskusji, hejtu, od wzajemnych pretensji - wskazuje.
- Pewnie i ktoś może popełnił błąd, ale czy to jest w tym momencie najważniejsze, żebyśmy dochodzili, kto, w sytuacji, gdy zostało zaszczepionych kilkanaście osób? - mówi ekspert.
Szczepienia w Polsce ruszyły 27 grudnia. Do niedzieli 3 stycznia zostało zaszczepionych nieco ponad 50 tys. osób.
- Byłem jedną z pierwszych osób w województwie, które się zaszczepiły. Zostałem zaszczepiony ponad tydzień temu, czuję się świetnie. Nie docierają do mnie sygnały o tym, żeby dla pielęgniarek, lekarzy brakowało szczepionek. W tym tygodniu intensyfikujemy szczepienia, te osoby, które nie zostały zaszczepione, mają już wyznaczone terminy na najbliższe dni - zapowiada prof. Tomasiewicz.
- Za wcześnie, by komentować, czy ten program idzie dobrze, czy też nie. Mamy okres świąteczno-noworoczny, trwa szczepienie grupy "0", czyli personelu medycznego. Organizacja jest łatwiejsza, bo stosunkowo łatwo skupić te osoby np. w szpitalach. Będziemy mogli powiedzieć coś więcej, gdy zaczną się szczepienia osób z grup wiekowych. To będzie logistyczne wyzwanie - podkreśla specjalista.
- Baliśmy się, że będzie niechęć do szczepienia, okazuje się, że jest zupełnie inaczej. Duże odsetki pracowników medycznych chcą się szczepić. To bardzo optymistyczne. Proszę przypomnieć sobie sondaże, które mówiły o 40-50 proc. chętnych, dziś mamy szpitale z odsetkiem na poziomie 70-80 proc. - wskazuje.
Szef Kancelarii Premiera i pełnomocnik rządu ds. szczepień przeciwko koronawirusowi Michał Dworczyk zapowiedział w poniedziałek, że teoretycznie będzie można szczepić miesięcznie 3,5-4 mln Polaków.
- Na tym etapie chyba nikt nie odpowie na pytanie, czy to wykonalne, bo zależy to od pracy i dobrej woli wielu osób. Zorganizowanie punktu szczepień w szpitalu jest relatywnie dużo łatwiejsze niż zaszczepienie osób, które muszą przyjechać na to szczepienie z domu. Będą też osoby, które będą wymagały, żeby do nich dojechać - wyjaśnia prof. Tomasiewicz.