Jak relacjonuje portal rybnik.com.pl, przeszkodą w interwencji medyków była bramka wjazdowa, która zagradzała drogę i wskutek awarii nie chciała się podnieść. Dopiero interwencja strażaków pozwoliła wjechać karetce na teren osiedla. Mieszkańcy wskazywali, że to kolejny raz, gdy urządzenie nie działało tak, jak należy.
Pomimo pomocy strażaków, historia zakończyła się tragicznie. - Pomagaliśmy w reanimacji 74-letniego mężczyzny. Po godzinie reanimacji Zespół Ratownictwa Medycznego odstąpił od dalszych działań - mówił w rozmowie z lokalnym portalem Wojciech Rduch z Komendy Miejskiej PSP w Rybniku.
Córka zmarłego mężczyzny opisała całą akcję. - Wigilię spędziliśmy razem u mnie w domu. Nagle źle się poczuł na balkonie i się przewrócił. Każda minuta była ważna i cenna w tym momencie, a pojawił się problem z bramką. Mama otwierała pilotem, sąsiedzi pomagali, niestety nic. Ratownicy ze sprzętem ciężkim wbiegli i ratowaliśmy ojca, później zadzwoniłam po strażaków. Ogromne podziękowania za siłę i walkę i ofiarność dla ratowników i strażaków, którzy pomagali do końca. Niestety, czas to życie, zabrakło go - powiedziała.
Jak przekonuje pogotowie, awaria bramki wjazdowej miała nie mieć wpływu na stan pacjenta. - Szlaban znajdował się bardzo blisko klatki, do której mieli udać się ratownicy. Zespół zostawił więc karetkę przed bramką, wziął rzeczy i przeszedł kilkadziesiąt metrów. Czas poświęcony na dotarcie do pacjenta nie miał wpływu na jego stan i rokowania - powiedział Klaudiusz Nadolny z Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach.
Z drugiej jednak strony awaria bramki wjazdowej zdarzyła się nie po raz pierwszy. - Zamykanie osiedli ma sens, ale szlabany powinny cały czas działać i być dostępne dla służb. W tej sytuacji awaria nie miała wpływu, ale innym razem osoba potrzebująca pomocy może znajdować się znacznie dalej od karetki. Wspólnota mieszkaniowa, czy spółdzielnia na takie sytuacje powinna zwracać szczególną uwagę - dodał Nadolny.
Zdaniem córki zmarłego 74-latka, brak możliwości swobodnego przejazdu był jednak kluczowy. - Mama biegała pomiędzy balkonem, aby ratować ojca a oknem i próbowała otwierać bramkę, sąsiedzi również bezskutecznie. My - córki przyjechaliśmy błyskawicznie i aby reanimować ojca, też parkowałyśmy daleko, bo nawet za blokiem brak było miejsc. Wydarzyła się tragedia, czasu nie odwrócimy. Mamy jeszcze mamę i nie chciałabym, aby kolejna osoba była w takiej sytuacji - powiedziała.