Dziennikarz programu WP zapytał ministra zdrowia o to, jakie są przewidywania dotyczące trzeciej fali koronawirusa i ilu zakażeń dziennie można spodziewać się, patrząc na przebieg epidemii w innych krajach. - Jeśli trzecia fala charakteryzowałaby się taką dynamiką jak druga, to liczby zachorowań mogą zostać bez problemu pobite. Moglibyśmy mówić nawet o poziomie 40 tys. wykrytych przypadków dziennie - oszacował Adam Niedzielski.
- Ogromne znaczenia ma to, z jakiego punktu ta fala się zaczyna. Jeśli fala zaczęłaby się z poziomu 10 tys. zakażeń, to przyrosty zakażeń też byłyby większe - dodał. Minister potwierdził, że polska ochrona zdrowia mogłaby się zapaść przy tak wysokich wskaźnikach. - Widzieliśmy, co się działo przy 28 tys. zakażeń. Jaki był problem z dowozem, z karetkami, które czekały. Mieliśmy liczbę zgonów, która miała swój pik na początku listopada. Jako minister zdrowia nie mogę dopuścić do powtórzenia takiego scenariusza, a co dopiero do realizacji gorszego - dodał.
- My naprawdę nie mamy alternatywy, nie mamy wyjścia. Ta kwarantanna jest konieczna - dodał minister Niedzielski. Obostrzenia wprowadzone zostały także przez to, że w święta nie da się uniknąć zwiększonych interakcji międzyludzkich, nawet przy zachowaniu dotychczasowych zaleceń.
Dziennikarz pytał też o to, dlaczego wprowadzony został lockdown mimo ostatnich niższych liczb zakażeń koronawirusem. Adam Niedzielski przyznał, że była zdefiniowana pewna ścieżka wprowadzania obostrzeń, jednak "trzeba patrzeć bardziej kompleksowo" i nie ograniczać restrykcji lub ich braku do jednego wskaźnika.
- Musimy patrzeć na to, co przed nami, czyli perspektywy trzeciej fali epidemii koronawirusa, która materializuje się już na przykład w Japonii czy Korei Południowej. Widać to też po naszych sąsiadach, że to zagrożenie jest dostrzegane. Niemcy, Litwa czy Słowacja wprowadzają dolegliwe obostrzenia. Tego nie robi się po to, żeby wyrządzić przykrość obywatelom - dodaje Adam Niedzielski.
Dziennikarz dopytywał, czy w takim razie poprzedni plan walki z epidemią i wprowadzania obostrzeń był zbyt optymistyczny i życzeniowy. - Rzeczywistość nie jest jednowymiarowa. Na przebieg epidemii wpływ ma nie tylko liczba zakażeń, ale też stopień zajęcia infrastruktury szpitalnej czy liczba zgonów, która jest elementem, który niestety nie maleje. Jesienna fala zaczęła się z poziomu tysiąca zakażeń, a doprowadziła nas do 28 tysięcy. Druga fala wyhamowała, ale nie wróciła do początkowe poziomu - mówił dalej minister zdrowia.