Pod koniec listopada w Dzienniku Ustaw zostało opublikowane rozporządzenie ministra edukacji i nauki, zgodnie z którym w tym roku szkolnym ferie zimowe w całej Polsce będą trwały od 4 do 17 stycznia. Decyzja ta wzbudziła protesty m.in. branży turystycznej.
Samorządowcy z górskich gmin i powiatów apelowali do rządu o to, by ferie rozłożone były na dziesięć tygodni - od 4 stycznia do 14 marca, w różnych terminach dla poszczególnych województw. Pod postulatem podpisało się kilkudziesięciu burmistrzów, starostów i wójtów.
- Wszystkie decyzje dotyczące ograniczeń są sposobem na to, by zmniejszyć liczbę osób zakażonych koronawirusem, bo od tego zależy życie albo zdrowie wielu obywateli naszego kraju - komentował rzecznik rządu Piotr Müller.
– [Decyzja ws. ferii - red.] jest nieodwołalna, ponieważ spodziewamy się tego, że w czasie świąt nastąpi, mimo naszych apeli, większy ruch, większa mobilność, więcej kontaktów społecznych - zaznaczył w środę wieczorem premier Mateusz Morawiecki, odpowiadając na pytania użytkowników Facebooka.
- Apeluję o to, żeby spędzać święta w gronie najbliższej rodziny, ale myślę, że może to być taki czas, kiedy nastąpi przyrost zachorowań. A z kolei pierwsze tygodnie stycznia to z punktu widzenia gospodarczego jest okres najbardziej martwy w całym roku. W przeciwieństwie do grudnia, okresu poprzedzającego Boże Narodzenie, który to okres jest jednym z najbardziej aktywnych okresów w roku - dodał.
Szef rządu zaznaczył, że chce, "żeby dzieci spędziły ten czas nie podróżując, tylko jak najbardziej w sposób stacjonarny, w miejscu, w miejscowości, raczej nie udając się gdzieś indziej na ferie".