Włochy. W Bergamo mniej zakażeń niż w innych regionach. "Pewien stopień odporności stadnej"

Przez kilka pierwszych miesięcy 2020 roku Bergamo było epicentrum epidemii koronawirusa we Włoszech. Po wiosennym koszmarze duża część mieszkańców przeszła zakażenie lub miała kontakt z osobą, która była zainfekowana wirusem SARS-CoV-2. Według naukowców to może być powodem tego, że podczas drugiej fali epidemii liczba zakażeń w Bergamo nie jest tak wysoka.

Włoskie Bergamo podczas pierwszej fali koronawirusa stało się symbolem europejskiej epidemii. W mediach pojawiały się dramatyczne historie pacjentów i przepracowanych lekarzy, zdjęcia przepełnionych kostnic, które nie nadążały z przyjmowaniem zwłok kolejnych ofiar. Wojskowe ciężarówki, które przewoziły trumny z ciałami zmarłych do innych regionów, ponieważ na cmentarzach nie było już miejsc, stały się mrożącym krew przykładem tego, z jak poważnym wyzwaniem przyszło nam się mierzyć.

Wojskowe ciężarówki przewożą trumny z ciałami ofiar koronawirusa w Bergamo. Bergamo. Wojskowe ciężarówki przewiozły trumny. Krematoria nie nadążają

Tylko 7-proc. wzrost infekcji w Bergamo. Miasto może uniknąć najgorszego

Epidemiolodzy zauważają, że po bardzo ciężkiej pierwszej fali koronawirusa, w Bergamo odnotowuje się zdecydowanie mniej zakażeń niż w pozostałych regionach Włoch. Samo miasto oraz otaczające je prowincje mają niższe wskaźniki infekcji oraz ofiar śmiertelnych COVID-19. W porównaniu do sytuacji na wiosnę, w szpitalach w Bergamo cały czas są wolne łóżka, a ciężko chorzy pacjenci zaliczają się do rzadkości.

Jak informuje "Politico", w październiku liczba zakażeń w Bergamo wzrosła jedynie o 7 proc. w porównaniu z poprzednim miesiącem. W pozostałych regionach Lombardii był to z kolei wzrost o aż 65 proc. Według epidemiologów miasto może uniknąć najgorszego, czyli powtórki wiosennego scenariusza i to mimo tego, że cały region ponownie boryka się z intensywną falą COVID-19.

Koronawirus we Włoszech (zdjęcie ilustracyjne) 90-latek chory na COVID-19 mówił, żeby nie tracić na niego czasu. Wyzdrowiał

Epidemiolog Instytutu Mario Negri, profesor Giuseppe Remuzzi twierdzi, że powodem takiej sytuacji jest to, że mieszkańcy Bergamo mieli dużą styczność z koronawirusem. Wskazują na to testy przeciwciał wirusa SARS-CoV-2, które były prowadzone na szeroką skalę w całych Włoszech. Wyniki badań sugerują, że 42 proc. mieszkańców miasta zakaziło się wirusem zeszłej wiosny. Dla porównania w Mediolanie wskaźnik infekcji wyniósł zaledwie 7 proc. 

Włoskie Bergamo "nieświadomym laboratorium do badania odporności stadnej"

Jak podają szacunki Istituto di Ricerche Farmacologiche Mario Negri, w całej prowincji na działanie wirusa wystawionych mogło być nawet 420 tys. osób. Mieszkańcy Bergamo mogą być więc bardziej odporni na kolejne zakażenia, niż mieszkańcy innych regionów Lombardii. Profesor Remuzzi dodaje, że Bergamo stało się "nieświadomym" laboratorium do badania odporności stadnej.

Giuseppe Remuzzi podkreśla jednak, że próba nabycia odporności przez zakażenie, jest bardzo ryzykowna. Lekarz dodaje, że ewentualna odporność zbiorowa nie jest warta ceny, jaką mieszkańcy zapłacili podczas wiosennej fali COVID-19. - Na spadek liczby zakażeń na jesieni wpływ może mieć też głęboka trauma mieszkańców. Zachowujemy się tu o wiele ostrożniej niż gdziekolwiek indziej we Włoszech. Rygorystycznie przestrzegane są zasady dystansu, noszenia maseczek i dezynfekcji - dodaje profesor cytowany przez itv.com. Lekarz przypomniał, że odporność stadną, która chroni całe społeczeństwo, można osiągnąć dopiero wtedy, gdy kontakt z wirusem ma 80-90 proc. ludzi. Taką odporność można osiągnąć też poprzez masowe szczepienia.

Mimo niższych wskaźników zakażeń Bergamo, tak jak reszta Lombardii, objęta jest częściowym lockdownem. Na terenie tego obszaru obowiązuje godzina policyjna. Bary, restauracje i kluby są prawie całkowicie zamknięte.

Zobacz wideo Szumowski: „Nie mogę zapewnić, że scenariusz włoski się nie powtórzy. To zależy od nas”
Więcej o: