W sobotę 14 listopada kanclerz Austrii Sebastian Kurz ogłosił prawie całkowity lockdown. Z jego słów wynika, że od wtorku 17 listopada do niedzieli 6 grudnia zamknięte będą m.in. szkoły i sklepy - oprócz marketów z produktami żywnościowymi i kosmetycznymi. Kurz apelował do obywateli, aby w miarę możliwości unikali kontaktów społecznych. Dzień później, w niedzielę 15 listopada, Kurz zapowiedział "masowe testy".
Szef austriackiego rządu przytoczył przykład Słowacji, gdzie dwa tygodnie temu przetestowano niemal dwie trzecie populacji. W niedzielnym programie "Pressestunde" Kurz przekonywał, że tylko w ten sposób można podtrzymać nadzieję na zniesienie obostrzeń już za trzy tygodnie. Zaznaczył, że najpierw powinny zostać przebadane najważniejsze grupy zawodowe, jak nauczyciele czy lekarze. Polityk nie sprecyzował jednak, czy program testów będzie przeprowadzony na taką samą skalę jak na Słowacji.
- Chcemy wdrożyć masowe testy po zakończeniu lockdownu, aby umożliwić bezpieczne ponowne otwarcie szkół i innych miejsc - powiedział Kurz, którego słowa cytuje "Rzeczpospolita", powołując się na agencję AFP.
Wykonanie testów na koronawirusa na masową skalę ma umożliwić m.in. w miarę normalne obchody świąt Bożego Narodzenia.
Podczas gdy Austria i Słowacja decydują się na masowe testy na koronawirusa, w Polsce przeprowadza się ich mniej niż jeszcze kilkanaście dni temu. Rzecznik GIS Jan Bondar stwierdził, że ma to związek z tym, że Polacy coraz rzadziej zgłaszają się do lekarzy. Podobne stanowisko w tej sprawie zajął szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk, który powiedział, że o tym, ile testów jest wykonywanych, decydują lekarze, bo to oni wystawiają skierowania.