Na całym świecie wiele mówiło się o bardzo odważnej taktyce szwedzkiego rządu na walkę z pandemią koronawirusa. Tamtejsze założenia tzw. odporności stadnej po pierwszej dużej fali faktycznie przynosiły zadziwiające rezultaty. Teraz sytuacja w Szwecji mocno się zmienia.
Od początku pandemii aż do pierwszych dni września, liczba zakażeń w Szwecji utrzymywała się na niskim poziome. Według aktualizowanych każdego dnia statystyk, ilość nowych przypadków zakażeń w kraju znad Skandynawii zaczęła rosnąć od połowy września. Najpierw powoli, później coraz szybciej. W drugiej części października sporadycznie zaczęły pojawiać się dni, w których ilość zakażonych osiągała pułap powyżej jednego tysiąca. Jednakże od końca owego miesiąca dobową liczbę zakażeń Szwedzi liczą już w kilku tysiącach. Sytuacja utrzymuje się aż dnia dzisiejszego.
Gdy już okazało się, że w Szwecji nie będzie tak dobrze jak początkowo zakładano, głos zabrał Anders Tegnell, główny epidemiolog kraju. Cytowany przez serwis medonet.pl powiedział, że odporność stadna na COVID-19 w jest prawdopodobnie niższa, niż wcześniej szacowano. Są to bardzo ważne słowa, biorąc pod uwagę to, w jaki sposób szwedzki rząd walczy z rozprzestrzenianiem się koronawirusa.
W kraju tym do teraz nie zdecydowano się zamykać miejsc publicznych takich jak szkoły, kawiarnie czy centra handlowe. Nie ma też obowiązku noszenia maseczek ani zachowywania odstępów wśród pieszych. Wszystko to ma jedynie charakter zaleceń, a nie faktycznych obowiązków i obostrzeń, jak chociażby w Polsce i wielu innych krajach.
"Rzeczpospolita", powołując się na słowa sekretarza prasowego Ministerstwa Zdrowia Szwecji, podaje, że Szwedzi planują wprowadzenie pewnych obostrzeń, jak np. zakaz sprzedaży alkoholu po 22. Dodaje, że rozważane jest także wprowadzenie nakazu zamykania barów i restauracji o 22:30.
Temat nowych obostrzeń ma być omawiany w najbliższym czasie, a ewentualne decyzje zapadną w poniedziałek.