Wirusolog z Zakładu Wirusologii NIZP-PZH w rozmowie z portalem abczdrowie.pl powiedział, że wprowadzenie nowych obostrzeń było konieczne, ponieważ dotychczasowe restrykcje nie spowodowały zmniejszenia liczby zakażeń. Mimo tego ekspert spodziewa się, że w najbliższych dniach nadal widoczny będzie wzrost nowych przypadków COVID-19.
- Dotychczasowe restrykcje nie zaburzyły "rytmu" epidemii. Dlatego rząd musiał wprowadzić kolejne obostrzenia. Spodziewaliśmy się tego, ale zanim zobaczymy, czy nowe restrykcje zadziałają, minie co najmniej dwa tygodnie (...). Rekordowe liczby zakażeń zazwyczaj pojawiają się w czwartek i piątek. Ewidentnie faza wzrostowa epidemii nie chce się wypłaszczyć, jest w dalszym ciągu logarytmiczna. W tej sytuacji nic innego nie pozostawało, jak jeszcze ściślej określić reguły gry i uprzedzić społeczeństwo, co będzie, jeśli nie będzie ich przestrzegać - wyjaśnił.
Profesor Gut dodał, że przy takiej liczbie nowych zakażeń nie da się uniknąć także wzrostu ofiar śmiertelnych koronawirusa. Ekspert wyjaśnił, że do czterech proc. zakażonych chorych umiera z powodu ciężkiego przebiegu COVID-19 i liczba ta jest stała. Wirusolog poproszony został o prognozę rozwoju epidemii w Polsce. Niestety przewidywania te nie są pocieszające.
- Jeśli nic się nie zmieni, to w okolicach świąt Bożego Narodzenia będziemy mieć od 30 do 70 tys. zakażeń dziennie. Jest też czarniejszy scenariusz, który zakłada nawet 100 tys. zakażeń na dobę
- odpowiedział profesor. Według Włodzimierza Guta jedynym rozwiązaniem na zmniejszenie tych liczb jest ograniczenie aktywności społecznej. Wirusolog podkreślił, że reguła jest bardzo prosta: "Rób tylko to, co musisz i nie pchaj się tam, gdzie ciebie nie proszą".
- Epidemia zwolni, dopiero kiedy nastąpi redukcja aktywności o 60-70 proc. W kwietniu przy pełnym lockdownie udało nam się zredukować do 60 proc. - dodał ekspert. Niestety ostatnie obostrzenia doprowadziły do spadku aktywności o zaledwie 20 proc. Wirusolog zwraca też uwagę na to, że do spowolnienia epidemii konieczne jest, by 95 proc. społeczeństwa stosowała środki ostrożności.
- Gdyby tak się stało, to w Polsce zakażenia spadłyby do liczby 13-18 tys. dziennie i powoli obserwowalibyśmy tendencję spadkową. Przed majem prawie 90 proc. osób w Polsce nosiło maseczki. Obecnie zaledwie 44 proc. społeczeństwa stosuje się do zaleceń - informuje prof. Gut. - Oczywiście można zamknąć wszystkich w domu na trzy tygodnie, a potem posprzątać trupy i zacząć budować od nowa gospodarkę. Tylko w ten sposób to nie rozwiąże się problemu. Wirus znowu wróci, przyjdzie z zewnątrz, a wszystkie elementy życia społecznego będą zrujnowane - dodaje.