Czy masowe protesty na ulicach polskich miast mogą sprzyjać rozwojowi epidemii koronawirusa? Immunolog dr Paweł Grzesiowski powiedział w rozmowie z Onet.pl, że tak. Zauważył, że choć większość demonstrujących nosi maseczki, a manifestacje odbywają się na świeżym powietrzu, zachowanie dystansu w wielotysięcznym tłumie jest niemożliwe. Lekarz wyraził jednak zrozumienie dla protestujących.
- Czasami ryzykujemy zdrowie czy życie dla sprawy, która jest dla nas równie ważna jak osobiste bezpieczeństwo. Ci ludzie zgodnie z własnym sumieniem dokonali wyboru, bo pandemią nie można przykryć żadnych działań przeciwko prawom człowieka. Ale muszą pamiętać, że jeśli zachorują, to osoby z ich otoczenia mogą być zagrożone. Dlatego każdy protestujący powinien poddać się autokwarantannie, szczególnie unikać kontaktów z seniorami przez 10 dni - powiedział dr Grzesiowski.
Immunolog mówił także o tym, jak może rozwijać się epidemia koronawirusa w Polsce. Stwierdził, że jeśli nic się nie zmieni, to za tydzień będziemy odnotowywać po 30 tys. nowych przypadków zakażeń każdego dnia. Lekarz opowiadał także o problemach, z jakimi mierzą się szpitale i niewiarygodności rządowych statystyk.
- Te wszystkie cyfry są tylko na papierze. [...] Z relacji lekarzy w szpitalach wiemy, że tych miejsc po prostu nie ma, sam respirator nie leczy, bo wymaga specjalistycznej aparatury, gazów medycznych oraz personelu. Kiedy wojewoda pyta dyrektora szpitala o liczbę respiratorów, to on odpisuje np. "mamy 20 respiratorów, z czego cztery na OIOM-ie, a reszta służy jako aparatura do znieczulenia np. na blokach operacyjnych". Tylko problem w tym, że wojewoda zapisuje tylko pierwszą część wiadomości, czyli 20 respiratorów. Tak powstają te liczby w raportach dla ministerstwa. Weryfikacja tych danych jest żadna. Tak samo jest z wyznaczeniem łóżek covidowych w szpitalach. Wojewoda w poniedziałek o 22 wysyła wiadomość do dyrektora, że potrzebnych jest 50 łóżek dla pacjentów z koronawirusem, a rano już tę liczbę podaje w statystykach. Bez czekania, czy szpital faktycznie zdąży je przygotować. Te dane są całkowicie oderwane od rzeczywistości - mówił dr Paweł Grzesiowski.
Lekarz skomentował też doniesienia o możliwości wprowadzenia całkowitego lockdownu. Stwierdził, że ostatnie obostrzenia zostały wprowadzone zaledwie kilka dni temu, dlatego nie można stwierdzić, czy przyniosły one oczekiwane efekty, a jeśli ktoś twierdzi inaczej, to oznacza, że "nie rozumie tej choroby i plecie androny".
- Ta choroba wylęga się przeciętnie około siedmiu dni, więc wszystkie działania prewencyjne będą miały dokładnie taki poślizg. Najwcześniej po dwóch tygodniach można ocenić skutki interwencji, nie wcześniej - powiedział dr Grzesiowski.
Ministerstwo Zdrowia zapowiedziało, że stworzy nową strategię walki z koronawirusem. Szef resortu zdrowia Adam Niedzielski mówił 30 października, że Polska "idzie drogą środka".
- Staramy się odrzucać pewne ekstrema, taki jak całkowity lockdown czy pasywne przechodzenie pandemii. To, co staramy się zrobić, to podejmować te decyzje na bieżąco. Mamy sytuację przekroczenia 20 tys. zakażeń. Chcę podkreślić, że to zjawisko ma miejsce przy zwiększonej liczbie wykonywanych testów. Na początku września robiliśmy ich 20 tysięcy, a dziś wykonanych zostało aż 78 tys. badań. [...] Nie wprowadzamy dodatkowych obostrzeń, bo chcemy w przyszłym tygodniu sprawdzić, jak będzie rozwijała się epidemią. To są działania analityczne, ale też rozbudowa systemu opieki zdrowotnej w walce z COVID-19 - mówił podczas konferencji prasowej.