Od dłuższego czasu kwestionowana jest skuteczność przyłbic w kontekście ochrony przed koronawirusem. Najwięcej obaw budzi ich kształt - zakrzywiona płytka jest otwarta po bokach oraz u góry lub u dołu, przez co usta i nos nie są szczelnie zakryte. Choć sporo osób decyduje się na to rozwiązanie, to nie gwarantuje ono pełnej ochrony.
Austriacki dziennik "Kurier" przekazał, że tamtejszy rząd chce zakazać noszenia przyłbic. Wynika to z projektu nowej regulacji koronawirusowej, która ma zostać wcielona w życie w piątek.
Dziennikarze przytoczyli fragmenty ustawy, zwłaszcza te dotyczące sposoby osłaniania ust i nosa. Obok terminu "zakrywające" pojawiło się hasło "i ściśle przylegające". Najpewniej opis ten dotyczy zatem klasycznej maseczki, która wpisuje się w ten opis.
Dodatkowo w wyjaśnieniu wskazano, że "przyłbice nie mają efektu hamowania aerozolu, tak jak w przypadku klasycznych maseczek", a ponadto "okazały się one nieodpowiednie w kontekście zapobiegania rozprzestrzenianiu się COVID-19, dlatego są zakazane".
Na początku września Naukowcy z Florida Atlantic University opublikowali na łamach czasopisma "Physics of Fluids" artykuł, z którego wynika, że lepszym rozwiązaniem od przyłbic są maseczki chirurgiczne lub tkaninowe.
Specjalistyczne badanie, w którym zastosowano manekiny, miało jak najlepiej odwzorować ludzkie zachowanie. Ręczna pompka imitowała kaszel czy kichanie i wyrzucała wodę z gliceryną. Do śledzenia drobin wykorzystano z kolei światło lasera.
- Zdajemy sobie przy tym sprawę, że jeśli przyłbice okażą się nieskuteczne, złudne poczucie bezpieczeństwa może zwiększyć ryzyko zakażenia w pomieszczeniach zamkniętych. Skoncentrowaliśmy się przy tym na mniejszych drobinach śliny, które pozostają w powietrzu zawieszone znacznie dłużej i mogą zawierać wystarczająco duże ilości wirusów, by doprowadzić do zakażenia - powiedział jeden z autorów badania, dr Siddhartha Verma.