Dyrektorka szkoły: W niektórych placówkach tryb hybrydowy już teraz może okazać się niezbędny

- Jeśli z dnia na dzień zachorowań ma być więcej, to moim zdaniem zdalne nauczanie, przede wszystkim dla najstarszych uczniów, pozwoliłoby na zmniejszenie zagęszczenia w szkołach i jednocześnie nie sparaliżowałoby gospodarki - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Danuta Kozakiewicz, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie. Dodała, że jak na razie nie dotarł do niej żaden oficjalny komunikat w sprawie zamknięcia szkół.

Decyzją rządu od soboty niemal wszystkie powiaty znajdą się w strefie żółtej, w której obowiązują dodatkowe obostrzenia sanitarne. Od kilku dni w Polsce odnotowywane są rekordowe przyrosty zakażeń wirusem SARS-CoV-2. W piątek potwierdzono 4739 nowych przypadków. Zmarło 52 pacjentów.

Zobacz wideo Cała Polska w żółtej strefie. Rząd ogłasza powrót niektórych obostrzeń

RMF FM: Rząd rozważa wprowadzenie częściowo zdalnego nauczania. Konferencja Morawieckiego w sobotę

O rozszerzeniu żółtej strefy na cały kraj premier Mateusz Morawiecki poinformował w czwartek. Zapowiedział też, że w sobotę 10 października odbędzie się konferencja prasowa, podczas której przedstawi decyzje dotyczące funkcjonowania szkół w nadchodzących tygodniach. 

- Na dzień dzisiejszy mechanizm wdrożony w sierpniu sprawdza się nieźle, ale pandemia rzeczywiście się rozszerza, dlatego być może te zasady trzeba będzie zaostrzyć - mówił szef polskiego rządu. 

Dodał, że "ponad 98 procent szkół funkcjonuje we w miarę normalny sposób", ale dostrzega on "rosnącą absencję uczniów". - To oznacza, że być może trzeba będzie znowu dokonać pewnego ograniczenia, ale o tym zakomunikujemy w stosowny czasie. Przestawimy nasz stan wiedzy i nasze decyzje dotyczące tego aspektu sprawy, czyli szkolnictwa, w sobotę - zapowiedział premier podczas czwartkowej konferencji prasowej. 

W piątek Radio RMF FM podało, że rząd planuje powrócić do częściowej edukacji zdalnej. W pierwszej kolejności miałaby ona dotyczyć studentów, a następnie uczniów szkół średnich. Z nieoficjalnych doniesień RMF FM wynika też, że władze chcą, by nauczanie zdalne było jak najmniej dotkliwe dla rodziców, dlatego w szkołach podstawowych lekcje stacjonarne miałaby odbywać się tak długo, jak będzie to możliwe. Jeszcze przed tym, jak RMF FM poinformowało rzekomych planach rządu, wicerzecznik PiS Radosław Fogiel stwierdził w Polsat News, że zamknięcie szkół "nie jest w tej chwili rozpatrywane". Przyznał jednak, że w razie pogorszenia się sytuacji epidemicznej, być może trzeba będzie to rozważyć. 

Dyrektorka szkoły: W niektórych szkołach nauka hybrydowa już teraz może okazać się niezbędna

O to, czy w kontekście gwałtownego rozwoju epidemii, wprowadzenie hybrydowego lub zdalnego trybu nauczania staje się powoli koniecznością, zapytaliśmy Danutę Kozakiewicz, dyrektorkę Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie. 

Michał Litorowicz, Gazeta.pl: Czy w ostatnich dniach rządzący informowali dyrektorów o planach zamknięcia szkół? 

Danuta Kozakiewicz, dyrektorka SP 103 w Warszawie: Jak dotąd nie otrzymaliśmy żadnego oficjalnego komunikatu. Docierają do nas jedynie informacje z mediów, mówiące o możliwym powrocie do nauczania hybrydowego lub zdalnego. Nie wiemy więc, w co do końca mamy wierzyć.

Czy biorąc pod uwagę ostatnie rekordowe wzrosty zakażeń, takie rozwiązanie wydaje się coraz bardziej konieczne?

Jeśli wirusolodzy wskazują, że mamy do czynienia z gwałtownym rozwojem epidemii, to właśnie ich bym się słuchała. Jako praktyk uważam, że gdy chodzi o zdrowie, kluczowe są profilaktyka i zapobieganie. Nie byłabym jednak za tym, by wprowadzać w tej chwili całkowicie zdalne nauczanie. Skierowanie małych dzieci do domu spowoduje krach w gospodarce, ponieważ rodzice - w tym ci z mojej szkoły - będą musieli pozostać w domu.

Jak więc należałoby podejść do tego problemu?

Jeśli z dnia na dzień zachorowań ma być więcej, to moim zdaniem zdalne nauczanie, ale przede wszystkim dla najstarszych uczniów, pozwoliłoby na zmniejszenie zagęszczenia w szkołach i jednocześnie nie sparaliżowałoby wspomnianej gospodarki. Tryb zdalny czy hybrydowy zawsze będzie gorszy od stacjonarnego. Ale jeśli na szali kładę zagrożenie zdrowia i nieco niższy poziom nauczania, to jednak wybieram możliwość wprowadzenia nauczania hybrydowego. Z założeniem, że do szkoły wciąż chodzą najmłodsze dzieci.

Należy mieć na uwadze również sytuację w liceach, w których uczą się teraz tzw. podwójne roczniki. Występuje tam duże zagęszczenie uczniów, przez co zagrożenie jest naprawdę znaczące. Wprowadzenie w tych szkołach hybrydowego nauczania pozwoliłoby zmniejszyć kontakt między uczniami na szlakach komunikacyjnych i korytarzach. Co ważne, rodzice licealistów nie musieliby uczyć się z nimi w domu.

Dotyczy to również starszych klas szkół podstawowych. W tych placówkach, gdzie występuje duże zagęszczenie, ulokowanie uczniów w domu, spowodowałoby, że te najmłodsze klasy można byłoby "rozmieścić" po całym budynku.

Czy epidemia w jakikolwiek sposób sparaliżowała funkcjonowanie pani szkoły?

Nie sparaliżowała. Nie zostaliśmy jeszcze zmuszeni do zarządzenia hybrydowej czy zdalnej nauki. Zachorowało dwóch uczniów oraz kilku rodziców. Dwóch nauczycieli trafiło natomiast na kwarantannę. Każda z tych osób wykazała się jednak ogromną odpowiedzialnością i dlatego poradziliśmy sobie w tym trudnym czasie i nie musieliśmy podejmować radykalnych działań.

Jakie zasady wprowadzono w SP 103 w związku z epidemią, skoro udało się uniknąć zamknięcia placówki?  

Już od samego początku roku szkolnego w mojej szkole stosujemy się do rekomendacji, które MEN wydało dla stref żółtych i czerwonych. Mam tu na myśli np. wchodzenie dzieci do szkoły o różnych godzinach, utrzymywanie dystansu czy niewpuszczanie osób postronnych na teren szkoły. Wprowadziłam te zasady już 1 września, ponieważ uważam, że w zarządzaniu szkołą w obecnych warunkach ważne jest być o krok przed pandemią. Od pierwszych dni w szkole dzieci miały szansę uczyć się nawyków, które mogłyby okazać się bardzo pomocne, jeśli na jesieni epidemia rozwinęłaby skrzydła. I niestety tak właśnie się stało.

Czy po doświadczeniach z wiosny, szkoły są przygotowane, by z dnia na dzień powrócić do nauki zdalnej? 

Myślę, że większość dyrektorów nie liczyło na szczególną pomoc z zewnątrz. Przeprowadziłam w mojej szkole ewaluację ubiegłorocznego nauczania. Powołałam w tym celu zespół, który składał się z nauczycieli, rodziców i uczniów, czyli reprezentacji całej społeczności szkolnej. Znaleźliśmy kilka zalet, ale i sporo wad, które wspólnymi siłami staramy się naprawiać. Na bieżąco odbywa się też wymiana doświadczeń z innymi szkołami. Wydaje się więc, że w tym roku nauczanie zdalne będzie wyglądało lepiej, choć oczywiście nie zastąpi ono w żaden sposób stacjonarnego.

Kto więc powinien decydować o ewentualnym zamykaniu szkół czy wprowadzaniu nauki hybrydowej? Być może ponownie zrobi to rząd, jednak czy to dyrektorzy nie powinni mieć tu większej autonomii? 

Wszyscy dyrektorzy oczekują przede wszystkim ścisłej współpracy z samorządami i stroną kuratoryjno-ministerialną. Apelujemy wręcz, by w tym wypadku nie było nigdy podziału "My-oni", tylko jednogłośne "My", i by odbywały się cykliczne spotkania między dyrektorami, samorządowcami i przedstawicielami ministerstwa. Tak, by kierujący placówką dostawał jedną, wspólnie wypracowaną rekomendację.

W tym kontekście uważam, że najwięcej o danej szkole i środowisku, w którym się ona znajduje, wie samorząd i dyrektor szkoły. I to oni powinni podejmować decyzje o przejściu na dany tryb nauki. Natomiast władze i służby państwowe zajmujące się zdrowiem, powinny przekazywać dyrektorowi wiedzę na temat aktualnej sytuacji epidemicznej na danym terenie. Każda szkoła jest przecież inna. W niektórych, ze względu na duże zagęszczenie uczniów, ściśniętych w jednym budynku, i dużą liczbę zakażeń "dookoła", nauka hybrydowa już teraz może okazać się niezbędna.

Więcej o: