"Jestem wykończona psychicznie, czuję się jak wrak człowieka". Czytelnicy o życiu w izolacji

Kolejne osoby opisują w mailach do redakcji Gazeta.pl swoje doświadczenia w trakcie odbywania kwarantanny. Skarżą się na utrudniony kontakt z sanepidem i obowiązkową izolację mimo braku objawów COVID-19.

We wtorek opublikowaliśmy spostrzeżenia naszych czytelników dotyczące przestarzałych wytycznych dotyczących wychodzenia z kwarantanny. Po publikacji artykułu kolejne osoby opisują w mailach do Gazeta.pl, jak wygląda ich życie na kwarantannie. 

"Czy ty przeżyjesz, czy nie - nie ma to znaczenia"

Czytelnik Jacek opisuje, że 10 sierpnia w swoim biurze miał kontakt z osobą zakażoną koronawirusem. "Po dwóch dniach od zdarzenia cała moja rodzina została skierowana na kwarantannę domową. Od 12.08.2020. do 24.08.2020. przez cały okres kwarantanny nikt się z nami z sanepidu nie kontaktował" - czytamy. Jacek opisuje, że przez pierwsze dwa dni miał kaszel i gorączkę, ale po 15 sierpnia objawy ustały. "Żona i dzieci nie mają i nie miały żadnych objawów" - relacjonuje. "19.08.2020. otrzymałem SMS z Ministerstwa Zdrowia, że w 9. lub 10. dnia kwarantanny mogę wykonać test. Zrobiłem autotest i 23 sierpnia w internecie odebrałem test pozytywny, 24 sierpnia skończyła się nam kwarantanna" - opisuje. Dalej czytamy, że kolejnego dnia sanepid poinformował o możliwości wykonania testu 31 sierpnia - jeśli nasz czytelnik przeniesie się do drugiego mieszkania. "Po przeniesieniu się do drugiego mieszkania mam udać się (po dwóch tygodniach kwarantanny) do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, aby mnie przebadali i abym mógł wykonać drugi test (05.09.2020.), bo inaczej nie uzyskam karty ozdrowieńca" - opisuje.

Zobacz wideo Pandemia vs środowisko. Nieoczekiwane efekty dystansu społecznego i wątpliwości ekspertów

Jak podkreśla, przez cały dotychczasowy okres kwarantanny jedynie policja sprawdzała, czy Jacek i członkowie jego rodziny są w domu. Nie było kontaktu z sanepidem ani lekarzami. Nasz czytelnik podkreśla, że osoby na kwarantannie nie uzyskują wsparcia i nie są informowani na bieżąco. Na koniec Jacek dzieli się gorzkimi przemyśleniami: "Moja refleksja: jeżeli objawy są lekkie lepiej nie zgłaszać nic sanepidowi tylko odizolować się i przeczekać okres np. do trzech tygodni. W innym razie wpadasz w tryby machiny państwowej, która jest nieprzygotowana, niewydolna i w niczym ci nie pomoże, a jedynie odizoluje cię od społeczeństwa tak, abyś nie stwarzał problemów. Czy ty przeżyjesz, czy nie -  nie ma to znaczenia, ważne abyś się nie ruszał z miejsca, najlepiej jak najdłużej".

"Nie było wymazobusa, bo mieszkamy na granicy powiatu"

Gosia opisuje, że mieszka z osobą zakażoną - jej jedynym objawem był katar, który ustąpił po pięciu dniach. "Kwarantanna, a właściwie już izolacja, trwa 25. dzień. Każdego dnia próbuję dodzwonić się do sanepidu powiatowego i uzyskać informację. Kontakt jest oczywiście utrudniony. Gdy już ktoś odbierze telefon, to przekazuje zupełnie sprzeczne informacje. Pracownicy są opryskliwi i nie próbują nawet pomóc, i udzielić rzetelnych informacji. Nawet na telefon alarmowy nie można się dodzwonić, na maile oczywiście też nie odpisują" - opisuje czytelniczka. Jak podkreśla, domowników poinformowano, że testy zostaną wykonane w 10. lub 11. dniu kwarantanny, ale nie wykonano ich do tej pory. "Po kolejnym telefonie jednak 'ktoś' z sanepidu zmienił zdanie. Okazuje się, że osoba zarażona mieszkająca z nami ma trzeci test pozytywny, więc nadal mamy czekać. Dopiero gdy osoba z plusem będzie mieć dwa ujemne testy, zrobią testy domownikom" - relacjonuje. Dalej czytamy:

Absurdem jest to, że zakażona osoba musi dojeżdżać do swojego miejsca pracy na testy drive-thru organizowane przez firmę, w której wybuchło nowe źródło. Nie było u nas wymazobusa, ponieważ, jak poinformowała nas pani z sanepidu, mieszkamy na granicy powiatu. Czekamy... Ryzykuję swoją pracą w tym momencie... Jestem wykończona psychicznie, czuję się jak wrak człowieka, mimo że mam 30 lat. Marzę, żeby ta tortura psychiczna się skończyła...

Pan Robert opisuje kwarantannę czteroosobowej rodziny. "9 kwietnia córka po powrocie z obozu dostała gorączki i pojechaliśmy z nią na test do szpitala zakaźnego na ul.Wolskiej w Warszawie. Test wyszedł pozytywnie. Gorączka trwała jeden dzień i nie miała od tamtego czasu żadnych objawów. Od tego czasu miała wykonane jeszcze 3 testy z wynikami: negatywny, nierozstrzygnięty i pozytywny. Reszta rodziny, tj. 3 osoby, miała na razie wykonane po dwa testy. Wszystkie negatywne. Ponieważ ostatni test córki z 24 sierpnia był pozytywny, sanepid przedłużył nam kwarantannę o kolejne dwa tygodnie" - opisuje. Czytelnik zwraca uwagę, że na cztery osoby przeznaczono już 10 testów. 

Więcej o: