Epidemia koronawiursa jest w krajach Unii Europejskiej pod kontrolą w znacznie większym stopniu niż np. w Stanach Zjednoczonych czy Ameryce Południowej. Jednak w niektórych krajach liczba przypadków zakażeń ma tendencję wzrostową, za czym idzie powrót do obostrzeń.
Kolejne ograniczenia w związku ze wzrostem liczby zakażeń koronawirusem wprowadza m.in. Belgia. Rada Bezpieczeństwa Narodowego nakazała ograniczenie kontaktów międzyludzkich. Zmniejszona została także dozwolona liczba osób mogących brać udział w wydarzeniach sportowych i kulturalnych zarówno w budynkach jak i na zewnątrz.
Jeszcze w czerwcu i na początku lipca w kraju tym dziennie potwierdzano średnio mniej niż 100 przypadków zakażenia koronawirusem. W ostatnich dniach to już średnio ponad 300 przypadków, a ta liczba rośnie.
Od środy przez najbliższe cztery tygodnie można będzie spotykać się w domu jedynie z pięcioma osobami, nie licząc dzieci poniżej 12. roku życia. To znacząca zmiana, bo dotychczas tak zwana "bańka społeczna" liczyła 15 osób tygodniowo. Podczas spotkań na świeżym powietrzu, przy zachowaniu wymaganego dystansu, można spotykać się maksymalnie z 10 osobami.
Premier Belgii Sophie Wilmes przyznała na konferencji, że sytuacja w kraju zmienia się bardzo szybko, rośnie liczba zakażeń, zgonów i hospitalizowanych osób. - Cel jest prosty - musimy uniknąć pełnego zamknięcia kraju. Podejmujemy teraz decyzję, bo obecna sytuacja jest bardzo niepokojąca - dodała premier.
Belgijska Rada Bezpieczeństwa zdecydowała ponadto o zmniejszeniu o połowę liczby osób, które mogą wziąć udział w wydarzeniach kulturalnych i sportowych - w budynkach do 100, natomiast na zewnątrz do 200. Na zakupy nie można już będzie chodzić ze znajomymi, powraca nakaz zakupów indywidualnych. W sklepach będzie można przebywać maksymalnie pół godziny. Oprócz barów i restauracji klienci będą musieli zostawiać także swoje dane kontaktowe na siłowniach. Telepraca pozostaje wysoce rekomendowana. W mocy utrzymany zostaje także obowiązek zakrywania ust i nosa w wyznaczonych miejscach.
O tym, że sytuacja w kraju "zmierza w złym kierunku", eksperci ostrzegali już w połowie lipca. - Zegar tyka, sytuacja nie napawa optymizmem - mówił Marc Van Ranst razem z innymi wirusologami na wysłuchaniu w parlamencie. Ostrzegał wtedy, że Belgii grozi uśpienie wobec zagrożenia, które wcale nie minęło.
- Wirus rozprzestrzenia się we wszystkich grupach wiekowych. Jedyny trend, który obserwuję, jest taki, że ludziom wydaje się, iż jest już po wszystkim. Dzieją się rzeczy, które są niebezpieczne. Ludzie organizują imprezy, igrają z ogniem - mówiła inna ekspertka, Erika Vlieghe.