Wirusolodzy w Belgii ostrzegają: "To idzie w złym kierunku". Bez optymizmu o drugiej fali epidemii

- Zegar tyka, sytuacja nie napawa optymizmem - mówił Marc Van Ranst razem z innymi wirusologami na wysłuchaniu w parlamencie. Jego zdaniem Belgii grozi uśpienie wobec zagrożenia, które wcale nie minęło. Eksperci obawiają się, że kraj nie jest gotowy na ewentualną drugą falę epidemii koronawirusa.
Zobacz wideo Zbigniew Girzyński komentuje słowa premiera na temat „odwrotu koronawirusa”

Czołowi wirusolodzy w Belgii alarmują, że kraj jest nieprzygotowany na drugą falę epidemii koronawirusa. Trójka ekspertów mówiła o tym podczas wysłuchania we flamandzkim parlamencie. Ostrzegają też, że sytuacja już teraz zmierza w złą stronę. W Belgii, po spadku liczby zakażeń, teraz od kilku dni ich liczba rośnie.

W Belgii od początku epidemii koronawirusem zakaziły się ponad 62 tys. osób, z czego blisko 10 tys. zmarło. W szczytowym momencie epidemii w kwietniu codziennie wykrywano ok. 1500 przypadków dziennie. Liczba ta zaczęła spadać w maju i od czerwca utrzymuje się na poziomie ok. 100 dziennie. Jednak od pewnego czasu ta delikatnie wzrasta, osiągając na razie do ok. 130 przypadków dziennie. "Nie powinniśmy dać się uśpić, ponieważ to idzie w złym kierunku. Koniecznie potrzeba temu poświęcić więcej uwagi" - napisał na Twitterze wirusolog Marc Van Ranst.

Koronawirus w Belgii. "Ludzie organizują imprezy, igrają z ogniem"

Ostrzegał on także polityków. - Zegar tyka, sytuacja nie napawa optymizmem - mówił razem z innymi wirusologami na wysłuchaniu w parlamencie. - Zbyt dużo poziomów, na których zapadają decyzje, zbyt dużo komisji, brakuje jedności dowodzenia - wytykał Marc Van Ranst. Jak podaje "Brussels Times", Van Ranst krytycznie odniósł się do nowego sposobu informowania o epidemii. W jej szczytowym momencie podawano codziennie liczbę wykrytych zakażeń, a teraz władze informują o dziennej średniej w danym tygodniu.

Inna ekspertka, Erika Vlieghe, zwróciła uwagę, że z tego powodu wzrost liczby zakażeń wydaje się niewielki, ponieważ znana jest tylko uśredniona liczba. - Wirus rozprzestrzenia się we wszystkich grupach wiekowych. Jedyny trend, który obserwuję, jest taki, że ludziom wydaje się, iż jest już po wszystkim. Dzieją się rzeczy, które są niebezpieczne. Ludzie organizują imprezy, igrają z ogniem - oceniła. 

Van Ranst skrytykował też system śledzenia kontaktów osób zakażonych. Zajmują się tym specjalne zespoły tak zwanych koronadetektywów. - Siedzą, oglądają Netflix, czytają książki, zapisują się na kursy językowe - wyliczał wirusolog, podkreślając, że eksperci otrzymują wiele sygnałów od osób, które mają pozytywny wynik testu, a przez kilka dni nikt się z nimi nie skontaktował. Szczegółowo o swoich zastrzeżeniach wirusolodzy mają poinformować w środę na posiedzeniu Belgijskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego.

Obawy przed drugą falą

Eksperci wyrazili obawę, że przy obecnym podejściu do epidemii trudno będzie zatrzymać jej drugą falę - podaje nieuwsblad.be. Van Ranst mówił, że niedostateczne inwestycje w diagnostykę i śledzenie kontaktów sprawiają, że "nie jest optymistą" co do tego, jak kraj poradzi sobie z ewentualnym ponownym wzrostem zachorowań.

Także prof. Herman Goossens ostrzegł przed możliwymi brakami testów, jeśli dojdzie do drugiej fali epidemii jesienią. - Jeśli wejdziemy w kolejny lockdown, to politycy będą za to odpowiedzialni - powiedział. 

Więcej o: