Niedziela w Bułgarii upłynęła w cieniu masowych demonstracji. W Sofii kilkadziesiąt tysięcy osób domagało się dymisji obecnego rządu. Pod parlamentem wykrzykiwano takie hasła, jak "dymisja" oraz "mafia". Protestowano nie tylko w stolicy, ale również w takich miastach, jak Warna, Burgas czy Ruse. Służby porządkowe apelowały do demonstrantów o zachowanie ładu społecznego.
W trakcie manifestacji sformułowano trzy postulaty: dymisji centroprawicowego gabinetu premiera Bojko Borisowa i prokuratora generalnego Iwana Geszwa oraz zwołanie zgromadzenia konstytucyjnego, które przyjęłoby zmiany w konstytucji.
Premier, Bojko Borisow poinformował w oświadczeniu, że w obliczu zbliżającego się kryzysu, nie zamierza rezygnować z pełnionej funkcji, ponieważ w aktualnej sytuacji jest on osobą odpowiedzialną za cały kraj.
Moje drzwi zawsze były otwarte na dialog. Bądźcie bezpieczni i nie pozwólcie, aby podczas protestów przelana została chociaż kropla krwi. Władzę dają nam ludzie, a my sprawujemy ją z odpowiedzialnością. Język nienawiści nie pomoże. Demokracja i wolność powinny być chronione przez wszystkich
- czytamy we wpisie opublikowanym w mediach społecznościowych.
Zdaniem szefa służby operacyjnych MSW, Iwajło Iwanowa podczas manifestacji, do których doszło w poprzednich dniach, protestanci naruszali porządek publiczny. Podczas piątkowych protestów miało dojść do pobicia 21-letniego studenta. Łącznie w trakcie manifestacji rannych zostało dwóch innych demonstrantów, o czym poinformowały służby medyczne.