- Cieszę się, że coraz mniej obawiamy się tego wirusa, tej epidemii. I to jest dobre podejście, bo on jest w odwrocie. Już teraz nie trzeba się go bać - mówił w środę premier Mateusz Morawiecki na spotkaniu z mieszkańcami Tomaszowa Lubelskiego.
Przypomnijmy: tylko w czwartek Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 371 nowych zakażeniach, w środę o 382, we wtorek o 239, a w poniedziałek o 247.
- Słysząc deklarację, że "wirus jest odwrocie", mógłbym odnieść wrażenie, że dzienna liczba przypadków COVID-19 spada. A tak się przecież nie dzieje - mówi w rozmowie z Gazeta.pl dr hab. n. med. Tomasz Dzieciątkowski, mikrobiolog i wirusolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Wystarczy spojrzeć na sytuację na Śląsku oraz w Wielkopolsce, gdzie liczba dobowa zakażeń wraca do poziomu z marca i kwietnia. Trudno w związku z tym powiedzieć, że wirus jest w odwrocie; moim zdaniem jest to co najmniej nieuprawnione. Słowa pana premiera stoją w sprzeczności z opiniami Światowej Organizacji Zdrowia, która wyraźnie mówi, że na terenie Europy nie obserwuje się spadku zakażeń SARS-CoV-2
- podkreśla wirusolog.
We wtorek w Kraśniku szef rządu także przekonywał, że "jest coraz mniej zachorowań". - Nie ma się już czego bać. Latem wirusy grypy i ten koronawirus są słabsze, dużo słabsze. Widać to już dzisiaj po sytuacji w Polsce - mówił Mateusz Morawiecki.
I z tym stwierdzeniem premiera ekspert się nie zgadza. - Inaktywacja wirusów grypy, podobnie jak i koronawirusa następuje w temperaturze 60-65 stopni. Na szczęście nie obserwujemy w Polsce takich upałów, bo wtedy prędzej my byśmy się zinaktywowali niż sam wirus - komentuje dr hab. n. med. Tomasz Dzieciątkowski.
Owszem, w sezonie wiosenno-letnim następuje zmniejszona częstość zakażeń wirusami oddechowymi, ale nie wynika to ze słońca i temperatury. Chodzi wyłącznie o nasz układ odpornościowy, który lepiej funkcjonuje w sezonie wiosenno-letnim niż jesienno-zimowym. W związku z tym jesteśmy mniej podatni na wszelkiego rodzaju zakażenia
- wyjaśnia mikrobiolog.
Szef rządu, mówiąc o "wirusie w odwrocie", zachęcał do udziału w drugiej turze wyborów prezydenckich, które odbędą się 12 lipca. Według dr hab. Tomasza Dzieciątkowskiego udział w głosowaniu rzeczywiście nie stanowi zagrożenia, pod warunkiem, że zastosujemy się do prostych zasad.
Podkreślam, zdecydowanie trzeba iść na wybory. Należy wziąć ze sobą własny długopis, założyć maseczkę jeszcze przed lokalem wyborczym i zachowywać dystans społeczny. W kolejce nie powinno się sobie nawzajem dyszeć w kark. Zachowanie odstępu 1,5-2 metrów przecież nic nas nie kosztuje. Ostatnimi czasy obserwuję w Polsce zachowanie "hulaj dusza, koronawirusa nie ma". Jeżeli będziemy zachowywali środki ostrożności, to może nam to wyłącznie pomóc, a w żadnym przypadku zaszkodzić
- radzi ekspert.