Rządowa delegacja, z premierem Mateuszem Morawieckim na czele, witała 14 kwietnia na warszawskim Lotnisku Chopina największy samolot świata Antonow AN-225 Mrija, który dostarczył do Polski ok. 100 ton sprzętu medycznego z Chin. Transport na zlecenie Kancelarii Premiera przygotowały spółki KGHM Polska Miedź S.A. i Grupa LOTOS. Niedługo po "uroczystym" odebraniu dostawy sprzętu ochronnego "Gazeta Wyborcza" poinformowała o wątpliwościach dotyczących zakupionych przez państwo maseczek. Takie środki ochronne dla osób pracujących z zakażonymi muszą spełniać konkretne normy, jednak wg informacji "Wyborczej" nie miały one odpowiednich certyfikatów. Po publikacji "GW" prezes zarządu KGHM zarzucił jej autorom szerzenie fake newsów i zapowiedział pozew.
Po niedawnych publikacjach "Dziennika Gazety Prawnej" oraz Onetu okazało się, że sprowadzone na pokładzie Antonowa maski rzeczywiście nie spełniają norm, co wykazała kontrola zlecona przez Ministerstwo Zdrowia. Onet uzyskał zresztą z resortu oficjalne potwierdzenie, że badanie przeprowadzone w Centralnym Instytucie Ochrony Pracy wykazało, iż maski zakupione przez KGHM i LOTOS "nie spełniają norm FFP" (czyli dot. ochrony dróg oddechowych). Szeroko zakrojona akcja badania zakupionych maseczek potwierdziła, że norm nie spełnia też sprzęt zakupiony przez WOŚP czy Komisję Europejską.
Felerny sprzęt trafił do Agencji Rezerw Materiałowych. Szef ARM Michał Kuczmierowski przyznał w rozmowie z Onetem, że maski, choć nie mogą być użyte przez osoby wymagające pełnej ochrony w kontakcie z zakażonymi, mogą być traktowane jako "maski chirurgiczne".
Zapytaliśmy Ministerstwo Zdrowia, czy wspomniane maseczki dostarczone do Polski przez Antonowa zdążyły już trafić do polskich szpitali. "Ministerstwo Zdrowia przebadało w CIOP partię masek przekazanych przez ARM. Wynik badania został przekazany do dysponenta masek, czyli właśnie ARM, z informacją, że maski nie spełniają norm FPP [...]. Warto podkreślić, że dystrybucja tych maseczek została wstrzymana i nie trafiły one do personelu medycznego" - przekazała redakcji Gazeta.pl Agnieszka Pochrzęst-Motyczyńska z Biura Komunikacji Ministerstwa Zdrowia.
Dystrybucję sprzętu (przynajmniej do szpitali zakaźnych) wstrzymano również w przypadku masek, które resort zdrowia zakupił w marcu od firmy instruktora narciarskiego z Zakopanego, powołującego się na znajomość z ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim. Zapewniał o tym wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński.
- Po tym, jak okazano nam certyfikaty, nie mieliśmy wątpliwości i nabyliśmy maski. Niestety, później certyfikaty okazały się podejrzane, co potwierdziło badanie przeprowadzone przez Centralny Instytut Ochrony Pracy. Nie można tu mówić, że czyjekolwiek zdrowie zostało narażone na szwank, ponieważ zakupiony sprzęt nie został wydany nikomu jako maski z filtrem, które wykorzystuje się przy bezpośrednim kontakcie z zakażonymi - mówił kilka dni Cieszyński w Porannej rozmowie Gazeta.pl.