Tak, dla par, które marzyły o okazji, żeby być razem i się przetestować. Rzeczywistość może być jednak odległa od sielankowej wizji i wzajemnych oczekiwań. Wszystko zależy oczywiście od pary. Ale sytuacja, w której ludzie spędzają ze sobą więcej czasu, zawsze jest katalizatorem. Wzmocnieniu ulega to, co było między nimi wcześniej. Jeśli para była dopasowana, a obie strony mają kompetencje psychologiczne, które sprzyjają budowaniu bliskości: umiejętność komunikacji, nazywania swoich potrzeb, asertywność, troskę o partnera - nowa sytuacja umocni ich w tym, że jest między nimi dobrze.
Dla związków, w których między partnerami są duże różnice, niedostrzeżone przez nich wcześniej, w fazie chemicznego zadurzenia, jakim jest zakochanie, izolacja może stać się bolesna. Bo partner okazuje się kimś innym, mity padają. To zależy nie od stażu związku, a od tego, czy partnerzy, budując swój wizerunek w jego początkowej fazie, pokazując swoje najlepsze cechy, nie przesadzili z brakiem autentyczności. I nagle te maski teraz spadają.
Jak ktoś nie musiał funkcjonować z partnerem bez przerwy przez dłuższy czas, to pewne zachowania były do wytłumaczenia. Na przykład: mąż nie pomaga w domu, bo dużo pracuje i jest zmęczony. Mówiąc fachowym językiem: mamy atrybucję przyczyny – nie ma go w domu, to nie pomaga. Teraz jest w domu i dalej nie pomaga. Mało tego, nie dość, że nie gotuje, nie sprząta, nie zajmuje się dzieckiem, to mówi: "Jesteś na moim utrzymaniu, więc zasuwaj".
Związki po pandemii. Jakie będą? Fot. Shutterstock
Tak, ale tylko pod warunkiem, że druga strona tego chce. Kiedy widujemy się z kimś kilka razy w tygodniu, albo spędzamy wspólnie weekendy, to mamy epizody bycia razem. Obie strony mogą się jeszcze starać. Jeśli epidemia zmusiła tych ludzi do zamieszkania ze sobą, to już strategie autoprezentacyjne nie są takie silne. W sytuacji przymusowego zamknięcia bardziej widoczne stają się różnice. One mogą być drobne, ale mogą być również światopoglądowe i nie do przeskoczenia. Jedną osobę da się przekonać do partnerstwa, bo w fazie zadurzenia jest otwarta na dostosowanie się, a inna nie zgodzi się na taki układ.
Dużo zależy od ukrytych postaw, które mają strony związku, a którymi zostały nakarmione jako dzieci, przyglądając się rodzicom. Partnerzy muszą wiedzieć, że bywa taki czas, w którym jedna osoba jest bardziej zależna od drugiej. Że to w porządku, jeśli kobieta zarabia więcej, pracuje, a mężczyzna opiekuje się domem. Jeżeli oboje mają to poukładane w głowie, zagrożenie będzie mniejsze.
Widziałam związki, w których te przekonania były fikcyjne – na wierzchu kobiety deklarowały pozory partnerstwa, epatowały zgodą na to, że partner jest na ich utrzymaniu, a w tajemnicy zaczynały szukać samca. Młodsze pokolenie, urodzone w okolicach roku 2000, może być w tych przekonaniach bardziej spójne.
Jeżeli ktoś jest w miarę samoświadomy, dojrzały i zaczyna rozważać rozstanie, to powinien pomyśleć, co go zaczyna u partnera denerwować. Jeżeli to są mikrozachowania - warto o nich porozmawiać. I nie ma co tych nawyków banalizować, bo rozwodnicy mówią, że są kroplą, która przelewa czarę. Zrzucanie butów przed drzwiami, niezakręcanie pasty do zębów, nieodkładanie rzeczy do lodówki. Te mikronawyki można zmienić. Pytanie, czy partner jest na tę zmianę otwarty.
Czasami jest tak, że wychwytywanie wad partnera bierze się z ukrytej motywacji, żeby się rozstać. To jest etap na psychoterapię – zwłaszcza gdy partnerowi szukającemu powodów do zerwania jednak zależy i pomimo negatywnych uczuć chciałby dać szansę związkowi. Bo może być tak, że stosujemy autosabotaż, boimy się bliskości, czegoś poważnego i chcemy rozwalić związek. Idąc na psychoterapię, mamy szansę się czegoś o sobie dowiedzieć.
Jeśli w związek wdziera się pogarda, krytyka jako całościowe, negatywne myślenie o partnerze, wręcz obrzydzenie do drugiej osoby - już jest najczęściej za późno, żeby relację ratować.
Ludzie robią to, co robili do tej pory. Kiedy mają siebie dość, to się izolują. Kobiety zamykają się w łazienkach i siedzą w nich godzinami, mężczyźni wychodzą po kilka razy po zakupy albo coś załatwić, żeby przez dłuższy czas nie widzieć rodziny. Czasami się kłócimy, żeby mieć ciche dni, wywołujemy konflikt, żeby się do partnera zdystansować, bo jesteśmy zmęczeni bliskością.
Związki po pandemii. Jakie będą? Fot. Shutterstock
To bardzo zdrowe rozwiązanie, ale my generalnie jako ludzie mamy problem z asertywnością. Jeżeli para ma takie relacje, że daje sobie przestrzeń na przeżywanie także negatywnych emocji - to świetnie! Mówimy: "Zejdź mi z oczu", partner to robi i do tematu wracamy już bez emocji.
Dobrze w zamknięciu radzą sobie pary, które potrafią zarządzać: siadają wspólnie i dostosowują grafiki, żeby nie mieć w tym samym czasie rozmów czy wideokonferencji. Wtedy jedna osoba może na przykład zająć się dziećmi.
Z izolacji jako mocniejsze wyjdą te pary, które chcą się czegoś nauczyć o sobie. I nie tylko sobie poradziły, ale także porozmawiały o tym, jak im dobrze poszło. Nazywają te sytuacje, komunikując: "Było dla mnie ważne, że przejąłeś na siebie robienie zakupów", "Doceniam, że odgradzałeś ode mnie dzieci podczas ważnych wideospotkań". Ponazywanie korzystnej strategii to świetna lekcja.
Związki po pandemii. Jakie będą? Fot. Shutterstock
Jeżeli jesteśmy w tej samej przestrzeni z osobą, z którą nie chcemy być, to mogą narastać zachowania bierno-agresywne: unikanie się, ciche dni, złośliwości. Dla związków na krawędzi dwa miesiące milczenia i izolowania się od siebie to duże obciążenie. Znam takie pary.
Osoby bardziej świadome swoich emocji czują się skrajnie samotne. Męczą się, bo muszą być w domu teoretycznie z mężem czy żoną, ale w praktyce - to już zupełnie obca osoba. Takie doświadczenie prawdopodobnie przyspieszy rozstanie.
Romans zaspokaja potrzeby, których się nie zaspokaja w relacji. Atrakcyjne są silne emocje, dużo bliskości fizycznej, żywiołowość i zwierzenia. W zamknięciu ciężko ukryć się przed rodziną z rozmową, nie ma czasu na długie konwersacje, nie ma możliwości spotkania. Sądzę, że wiele romansów się teraz skończy, bo nie dostarczają tego, po co je nawiązano.
Karmią, ale - tak jak w przypadku związków na odległość – ważna jest obietnica spotkania. Jeżeli romans się teraz utrzymuje, to dlatego, że daje nadzieję na więcej później. Ale czy rzeczywiście tak będzie?
Trzymanie sztamy z drugim rodzicem to coś bardzo dla dziecka cennego, bo daje mu jasny sygnał, że wytyczone zostały granice, a pewne sprawy są nienegocjowalne. Jednomyślność zmniejsza też liczbę konfliktów w związku. Problem mają te, w których przed czasem epidemii jeden rodzic brał na siebie większość obowiązków wychowawczych, a także decydował o stylu wychowawczym – mówił, co można, a czego nie można.
Tak. Problem pojawia się, gdy mamy teraz w domu rodzica, który bywał gościem. A dziś w nim jest, i na dodatek ma odmienną wizję wychowywania dzieci. Pary najczęściej kłócą się o kasę i właśnie o dzieci, można więc sobie wyobrazić, co się dzieje w domach.
Związki po pandemii. Jakie będą? Fot. Shutterstock
Rodzice, którzy biorą na siebie obowiązek pomagania w lekcjach, mają 16-godzinny dzień pracy. Są w trybie dwuetatowym, zmęczeni, co przekłada się na toksyczne mechanizmy: zaczynają krzyczeć na rodzinę, pojawia się więcej kontroli. Jest nie tylko kryzys związany z dziećmi, które jak im się coś każe robić, to się buntują, ale i kryzys z partnerem, któremu nie odpowiada musztra.
Z moich obserwacji wynika, że przy trzecim dziecku pary odpuszczają, mają większy dystans do prozy życia.
To kwestia komunikacji w parze. Kobiety mogą uważać, że robią wszystko lepiej, mają potrzebę kontrolowania, co powoduje, że mężczyzna traci zapał. Bo "po co ma się starać, skoro wszystko robi źle". Kobiety tym sterują.
Wydzielenie obszarów, którymi partner ma się zająć, i oddanie mu ich bez kontroli. Nie patrzmy i nie komentujmy, jak on coś robi, ile mu to czasu zajmuje. Ważny jest tylko końcowy efekt.
Mężczyźni narzekają na krytyczne partnerki, kobiety, które nie chwalą. Doceniają, kiedy partnerka nie wyzłośliwia się nad drobiazgami. W związku obie strony powinny wyrażać sobie wzajemnie uznanie, dziękować za różne rzeczy. Bo czepianie się, wytykanie błędów podcina skrzydła. Mężczyźni mają poczucie, że się starają – są w stanie nawet wymienić listę rzeczy, które robią.
Sprzątają w piwnicy, malują okna, grabią liście, a kobieta zwraca uwagę, że partner nie wstawił mleka do lodówki, albo wstawił mleko, ale go nie zakręcił. I afera gotowa. Czuję rozgoryczenie mężczyzn, ich smutek. Oni są na granicy romansu. Jak trafi się zachwycona nimi kobieta, to popłyną.
Związki po pandemii. Jakie będą? Fot. Shutterstock
Myślę, że pandemia będzie katalizatorem zmian. Szansą dla wielu osób mogą być choćby odłożone śluby. Decyzja o zawarciu małżeństwa i weselu będzie bardziej przemyślana. Widzę pary, które mają dylematy: dla kogo właściwie jest ten ślub i wystawne wesele? Nagle się okazuje, że to mamusia z tatusiem naciskają, a impreza jest nie dla pary, a dla innych. Teraz narzeczeni zyskali czas, żeby przyjrzeć się swoim motywacjom.
Dla homo sapiens dystans fizyczny i zakrywanie twarzy to są bardzo pierwotne, niewerbalne sygnały zagrożenia. Jeżeli ktoś się nie chce do mnie zbliżać, albo robi to bardzo powoli, nie wyciąga ręki i ukrywa twarz, jest potencjalnie niebezpieczny.
Nawet jeśli staramy się zracjonalizować takie zachowania wymogami sytuacji, to nasz mózg odczytuje ją jako niepokojącą. Jeśli obowiązek dystansu społecznego i noszenia maseczek będzie dłużej utrzymywany, możemy nabrać nieufności do ludzi. Podamy rękę, ale będziemy myśleć, jak by tu ją najszybciej umyć. Trzeba będzie to wzajemne zaufanie odbudować.
Związki po pandemii. Jakie będą? Fot. Shutterstock
A z drugiej strony – odrodzenie. Będziemy mieli dużo radości z małych wyjazdów. Już teraz widzę, że czynności, które kiedyś nie były niczym niezwykłym – jak piknik w parku czy przejażdżka rowerowa - urastają do wielkich przyjemności.
Dr Małgorzata Wypych - dyrektor Mental Health Center w DiveristyHub, psycholog, interwent kryzysowy, psychoterapeuta w nurcie CBT i TSR, trener, wykładowca akademicki, wspiera organizacje w tworzeniu i wdrażaniu systemów wsparcia psychologicznego, prowadzi interwencje w sytuacjach trudności psychicznych pracowników, kryzysów czy żałoby w zespołach pracowniczych. Od dziewięciu lat pracuje w ratownictwie medycznym.
Ola Długołęcka - redaktorka, która inspirację do tematu potrafi znaleźć w podbitym niechcący oku. Czujnie obserwuje ludzi i przysłuchuje się ich rozmowom. Chodzący spokój i zorganizowanie. Wieloletnia wielbicielka Roberta Redforda.
"W Gazeta.pl chcemy być dla Was pierwszym źródłem sprawdzonych informacji, ale też wsparciem i inspiracją w tych trudnych czasach. PRZECZYTAJ NASZĄ DEKLARACJĘ i weź udział w badaniu >>"