Polonia alarmuje: "Nie mamy jak zagłosować". Sygnały z USA, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Australii

Czytelnicy Gazeta.pl mieszkający w USA, Australii, Szwecji, Hiszpanii, Francji czy Wielkiej Brytanii alarmują, że zostali pozbawieni możliwości zagłosowania w nadchodzących wyborach prezydenckich. Niektórym za wyjście do lokali wyborczych grożą wysokie mandaty za łamanie restrykcji epidemiologicznych, inni nie są w stanie się do nich przedostać ze względu na uziemienie samolotów. Polski MSZ z wydaniem jakichkolwiek decyzji czeka, aż ustawa wróci do Sejmu.

Polacy przebywający w różnych częściach świata w wiadomościach przesłanych do Gazeta.pl alarmują, że nie wiedzą, czy i w jaki sposób będą mogli spełnić swój obywatelski obowiązek i zagłosować w nadchodzących wyborach prezydenckich. Jak opisywaliśmy, według obowiązującego prawa na ten moment wybory za granicą mogą się jedynie odbyć w formie stacjonarnej. Ale z uwagi na obostrzenia epidemiologiczne w wielu krajach wyjście z do lokali wyborczych jest niemożliwe. Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych może wydać jakiekolwiek wytyczne dopiero po tym, jak ustawa o wyborach korespondencyjnych zostanie przyjęta przez Sejm.

Polacy alarmują, że nie mogą głosować za granicą. "Zostaliśmy wykluczeni"

We wcześniejszym tekście opisywaliśmy o trudnej sytuacji w związku z głosowaniem w Szwajcarii - tamtejsze władze nie udzieliły zgody na głosowanie w ambasadzie w związku z zagrożeniem epidemiologicznym. Po jego publikacji na naszą redakcyjną skrzynkę przyszły wiadomości od Polaków mieszkających w różnych częściach świata - m.in. w Hiszpanii, USA, Australii, Wielkiej Brytanii, Turcji czy Francji. W niemal wszystkich z nich Polakom za wyjście z domów do lokali wyborczych groziłyby wysokie kary.

"W Irlandii utworzono tylko trzy obwody wyborcze, wszystkie w Dublinie. W tej chwili obowiązuje nas zakaz przemieszczania, możemy tylko robić zakupy, odwiedzać aptekę lub lekarza. Spacerować lub ćwiczyć możemy przez maksymalnie 1,5 h w promieniu 2 km od miejsca zamieszkania. Polacy przebywający w Irlandii nie będą mieć fizycznej możliwości uczestniczenia w wyborach" - pisze pan Tomasz. 

Nasi czytelnicy donoszą także o problemach z głosowaniem w USA, Hiszpanii i Francji oraz Australii.

Wadze hrabstwa Dallas nie wydały zgody na komisje wyborcze i jedyna możliwość glosowania jest w konsulacie w Houston, oddalonym od Dallas około 450 km, a nas obowiązuje zarządzenie, na mocy którego musimy przebywać w domach. Jestem zarejestrowanym wyborca i posiadam ważny polski paszport. W obecnej sytuacji zostałem pozbawiony prawa do glosowania

- opisuje pan Tadeusz.

"Mieszkam na południu Francji pod Tuluzą. Ambasada mieści się oczywiście w Paryżu, a jedyny konsulat w Lyonie. Jest to około 5-6 godzin jazdy autem lub pociągiem. Do 10 maja mamy zakaz wychodzenia z domów. Są oczywiście wyjątki, ale trzeba mieć ze sobą dowód tożsamości i pisemny druk wypełniony z zaznaczona data, godzina wyjścia i powodem. Jest to pilnowane i sprawdzane przez policję i żandarmerię. Kary to 135 euro za brak dokumentu lub nie przestrzeganie zasad. Także ja wraz z innymi moimi rodakami mieszkającymi poza Paryżem i Lyonem jesteśmy wykluczeni" - alarmuje nasza czytelniczka.

Polka mieszkająca w Australii opisuje: "Polonia australijska może glosować tylko w dwóch miastach - Sydney (stan NSW) i Perth (stan WA). Mieszkam w Brisbane (stan Queensland) - 800 km od Sydney i 4000 km od Perth. Samoloty nie latają, do tego mamy zakaz oddalania się od miejsca zamieszkania na odległość 50 km. Nie mamy najmniejszej szansy brać udziału w wyborach. Tak to wygląda z naszej strony".

Podobnie jest w Hiszpanii: "Żaden Polak mieszkający dalej niż 1 km od punktu wyborczego nie zagłosuje. No chyba że narażę się na mandat w wysokości od 601 euro wzwyż. Aż do 30.000 euro. Takie przepisy" - opisuje pan Robert.

Całkowity zakaz wychodzenia z domów weekendy obowiązuje z kolei w Turcji  - wybory mają się odbyć w niedzielę, więc - jak opisuje nasza czytelniczka - udanie się do lokali wyborczych również byłoby niemożliwe. "Na ten moment są 2 komisję wyborcze w Ankarze i Stambule. Abstrahując od odległości, na ten moment obowiązuje zakaz wjazdu do miast na prawie metropolii bez specjalnego zezwolenia" - pisze, dodając, że za złamanie zakazu ponad 3 tys lirów tureckich kary, czyli ponad 400 euro.

W Szwecji, w której nie wprowadzono kar w związku z przemieszczaniem się, Polacy również mają obawy w związku z nadchodzącym głosowaniem - nie chcą narażać swojego zdrowia. "W zadnym wypadku nie pojadę do Sztokholmu, gdzie jest najwięcej zakażonych i zgonów" - pisze pani Alicja.

Dla porównania, w wyborach parlamentarnych w 2019 roku w głosowaniu za granicą wzięło udział ok. 300 tysięcy Polaków. Największe poparcie uzyskała Koalicja Obywatelska, PiS wygrał jedynie w Kanadzie i USA.

*** 

Masz problem z głosowaniem w kraju, w którym przebywasz? Chcesz opisać, jak wyglądają procedury dotyczące dostępu do komisji wyborczych poza granicami Polski i jakie sankcje groziłyby za złamanie obostrzeń i udanie się do lokalu wyborczego? Wyślij do nas wiadomość na redakcjagazetapl@agora.pl

Więcej o: