W poniedziałek Donald Tusk poinformował, że nie weźmie udziału w głosowaniu 10 maja. W oświadczeniu wymienił szereg powodów - m.in. kwestię bezpieczeństwa czy złamanie zasad równości i wolności wyborów. Były przewodniczący Rady Europejskiej przywołał też słowa prof. Władysława Bartoszewskiego. - Pomyślałem, że tak często w Polsce słuchamy z zainteresowaniem i powtarzamy jakieś mądre zdania czy przykazania, od Dziesięciu Przykazań począwszy. I tak często powtarzamy to słynne zdanie prof. Bartoszewskiego, że jak nie wiesz, jak się zachować, to zachowaj się przyzwoicie. I wydaje mi się, że to jest dokładnie taki moment, żebyśmy nie tylko powtarzali tego typu wskazania, ale żebyśmy się do nich na serio zastosowali - powiedział. - Jestem absolutnie przekonany, że taka zwykła ludzka przyzwoitość nie pozwala nam uczestniczyć w tym procederze, jaki przygotował nam minister Sasin i PiS na zlecenie Jarosława Kaczyńskiego. Byłoby to chyba nieuczciwe wobec nas samych, wobec Polski, wobec tych wszystkich, którzy walczyli tyle lat o uczciwe i wolne wybory - dodał.
Syn Bartoszewskiego Władysław Teofil Bartoszewski swój list do Tuska zaczyna od uwagi właśnie do przywoływanego cytatu. "Jednym z argumentów jakie Pan przytaczał były słowa mojego ś.p. Ojca o przyzwoitym zachowaniu. Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że cytowane przez Pana słowa wypowiedział jego wielki przyjaciel, Antonii Słonimski, ale nie w tym rzecz" - pisze poseł PSL.
Następnie polityk przywołuje działalność polityczną ojca przed sfałszowanymi przez komunistów wyborach w 1947 r. "Mój ojciec spędził 1946 rok jako aktywny działacz PSL przekonując Polaków, żeby poszli głosować w referendum ludowym, a potem w wyborach do Sejmu, pomimo szerzącego się terroru komunistycznego. Działacze partii byli prześladowani, aresztowani, więzieni, a nawet zabijani, dotyczyło to nawet kandydatów na posłów do Sejmu" - czytamy w liście. "Po sfałszowanym w czerwcu 1946 roku referendum, wszyscy byli świadomi, że komunistyczne władze nie dopuszczą do wolnych wyborów. Pomimo to mój ojciec prowadził, przez następne pół roku, nieustanną walkę wyborczą i był niestrudzonym mówcą na wiecach, które gromadziły tysiące Polaków" - podkreśla Bartoszewski.
Jak przekonuje poseł, jego ojciec mimo świadomości porażki "działał do końca". "Bardzo chciał głosować w wyborach parlamentarnych w styczniu 1947 roku, jednak nie mógł tego zrobić nie dlatego, że je zbojkotował tylko dlatego, że był przetrzymywany przez 18 miesięcy bez postawienia mu zarzutów w piwnicy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (dziś znajduje się w tym budynku Ministerstwo Sprawiedliwości)" - stwierdza.
Polityk zapewnia, że dziś jego ojciec zdecydowanie potępiłby nawoływanie do bojkotu wyborów prezydenckich, ponieważ "walcząc o wolną Polskę nie poddawał się w żadnej sytuacji". "Zło zwycięża, gdy dobrzy ludzie nic nie robią. Bojkot zbliżających się wyborów może zapewnić zwycięstwo prezydentowi Dudzie i każdy nieoddany głos będzie temu służył. Odpowiedzialność spadnie na wszystkich, którzy nawoływali do bojkotu" - czytamy. Pod koniec listu Bartoszewski pisze, że rozumie przyzwoitość jako "walkę w słusznej sprawie do samego końca" i deklaruje oddanie głosu na Władysława Kosiniaka-Kamysza. List kończy się słowami: "Gdy zło się szerzy, jeszcze bardziej trzeba walczyć o dobro".