Wrogość wobec obcych nie jest czymś niespotykanym w Chinach. Po prostu zazwyczaj nie jest zauważana na zewnątrz. W pewnych okolicznościach zyskuje jednak na sile i zaczyna powodować problemy. Tak jak obecnie.
Szereg incydentów w ostatnich tygodniach doprowadził nawet do kryzysu w relacjach z niektórymi państwami Afryki.
- Przejawy wrogości wobec obcych wydają się być najbardziej nasilone w Kantonie, na południu Chin. Tam jest między innymi duża mniejszość imigrantów z państw afrykańskich - mówi Gazeta.pl Marcin Przychodniak, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM). Wszystko na fali podsycanych przed media i portale społecznościowe obaw przed roznoszeniem koronawirusa przez obcokrajowców.
Osoby o czarnym kolorze skóry zaczęły być wyrzucane z mieszkań. Jednocześnie odmówiono im prawa do meldowania się w hotelach. W efekcie zostało im tylko spanie na ulicach. Nie są wpuszczani do części sklepów. - Także w Kantonie pojawiły się kartki w niektórych restauracjach informujące o tym, że osoby o czarnym kolorze skóry czy w ogóle obcokrajowcy nie będą obsługiwani - dodaje Przychodniak.
Wiadomości o takim traktowaniu przebiły się do zachodnich mediów. Zwłaszcza, że przejawów rasizmu doświadczyli nawet niektórzy ich korespondenci. Dziennikarz "New York Times" Paul Mozur twierdzi, że nawet bardzo przyjazny strażnik w jego bloku przyznał, iż boi się obcych. W restauracji miał do Amerykanina i jego koleżanki podejść mężczyzna i obrzucić wyzwiskami. Między innymi o tym, że są "zagranicznymi śmieciami".
Narracja o "śmieciach" wydaje się być szczególnie nośna. Dużą popularność zdobyły między innymi komiksy, w których chińscy porządkowi "sortują" obcokrajowców i wyrzucają ich do różnych koszy w zależności od tego, co zrobili. Od wyjścia na ulicę bez maseczki po napaść na pielęgniarkę starającą się powstrzymać przybysza od ucieczki z kwarantanny. Wszystkie te komiksy są oparte o rzekomo prawdziwe wydarzenia, których opisy w ostatnich tygodniach zyskały wielką popularność w chińskich mediach i w sieci.
- Z mojej perspektywy cała ta afera jest napompowana przez media. Oczywiście w chińskiej sieci jest dużo wrogich komentarzy pod adresem obcokrajowców. Głównie to reakcja obronna na krytykę Chin przez inne państwa. Jednak ja osobiście nie doświadczyłem żadnych przejawów ksenofobii. Znajomi również - mówi Gazeta.pl Mateusz Dawidowski, Polak mieszkający w Szanghaju.
- Co najwyżej raz mi się przytrafiło, że starsza osoba po zobaczeniu mnie w windzie nie wsiadła. Znajomy miał podobnie. No ale czy to już ksenofobia? - dodaje Dawidowski. Zaznacza, że nie ma o takie zachowania do nikogo pretensji, bo według oficjalnych danych powtarzanych przez media oraz władze 99-procent zakażeń koronawirusem to obecnie przybysze zza granicy. - Ludzie mogą się bać - mówi Dawidowski.
Polak dodaje, że paradoksalnie więcej ksenofobicznych komentarzy naczytał się w ostatnim czasie w polskiej sieci pod adresem Chińczyków. - Dochodzę do wniosku, że to oni mogą się od nas uczyć nienawiści - stwierdza Dawidowski.
W styczniu i lutym to Chińczycy narzekali na gwałtowny wybuch ksenofobii pod ich adresem. Krytykowali między innymi prezydenta USA Donalda Trumpa, który przez pewien czas publicznie nazywał Covid-19 "chińskim wirusem" i dopiero po wielokrotnych oskarżeniach o ksenofobię tego zaprzestał.
Skalę dotknięcia Chińczyków tym zjawiskiem obrazuje jednak choćby strona na Wikipedii poświęcona incydentom ksenofobii na tle pandemii koronawirusa na całym świecie. Jest baaardzo długa i niemal wyłącznie poświęcona przypadkom wrogości wobec Chińczyków.
Przychodniak tłumaczy, że Chińczycy są wrażliwi na tego rodzaju zjawiska. Jest to jeden z czynników wywołujących ich niechęć wobec obcych. Zaznacza przy tym, że Chiny to wielki i bardzo różnorodny kraj. - Truizm, ale prawdziwy. Co się dzieje w jednej jego prowincji czy mieście, nie musi być reprezentatywne wobec całości - stwierdza analityk PISM i dodaje, że jego zdaniem nie mamy do czynienia z centralnie organizowaną przez władze w Pekinie ogólnokrajową kampanią ksenofobii. - To znacznie bardziej złożona sytuacja - uważa.
Po pierwsze dla wielu Chińczyków obcokrajowiec to nadal coś niecodziennego. Choć kraj w ostatnich dekadach bardzo się otworzył na świat po długim okresie izolacji, to według Przychodniaka poza dużymi miastami człowiek o innym kolorze skóry czy włosów ciągle wywołuje zaciekawienie. - Zazwyczaj pozytywne, ale nie zawsze. Wiele razy sam tego doświadczyłem, także w Pekinie czy Szanghaju - mówi.
Po drugie chińskie władze nie wzbraniają się przed promowaniem nacjonalizmu i przekonania o wyjątkowości Chin oraz chińskiego modelu rozwoju. Zwłaszcza za rządów obecnego przywódcy Xi Jinpinga. Zazwyczaj jest to robione w kontrze do ogólnie pojętego demokratycznego Zachodu. Taka narracja podsyca resentymenty sięgające korzeniami XIX i XX wieku, kiedy w okresie swojej zapaści Chiny były wykorzystywane przez inne mocarstwa. - To prowadzi do czasem "niekontrolowanych" wybuchów wrogości wobec zagranicy. Zwłaszcza, kiedy owa zagranica krytykuje za coś Chiny. Tak jak obecnie - mówi Przychodniak.
Po trzecie Chińczycy i chińskie władze żyją obecnie w strachu przed wybuchem drugiej fali zachorowań na koronawirusa. Chcąc ratować gospodarkę przed naprawdę głębokim kryzysem Pekin zdecydował się na ograniczanie różnych restrykcji nałożonych na firmy i obywateli jeszcze w styczniu oraz lutym. - W Szanghaju życie wraca do normy. Tłumy ludzi w metrze, na ulicach i znów ruch w biznesie. Nadal mierzymy sobie temperaturę, nosimy i będziemy nosić nie wiadomo jak długo maseczki. Jednak na przykład specjalnych kodów QR poumieszczanych na stacjach metra, które pozwalają rejestrować ruchy obywatela, to już właściwie nikt nie skanuje - opisuje Dawidowski. Wszystko to oznacza jednak znaczne podniesienie ryzyka zakażeń i wystąpienia drugiej fali.
- Władze robią więc co mogą, żeby jej zapobiec, ale też jednocześnie stępić ostrze ewentualnej krytyki społecznej pod swoim adresem. Podkreśla się więc, że obecnie zdecydowana większość zakażeń pochodzi od osób przybywających zza granicy - mówi Przychodniak. Oficjalnie podawane dane mówią o wręcz o tym, że 99 procent nowych zachorowań to osoby przyjeżdżające zza granicy. Nie ma jak ich zweryfikować, ale co istotne taka narracja jest przekazywana społeczeństwu. - To zwiększa atmosferę strachu i wrogości w społeczeństwie chińskim wobec obcokrajowców "winnych" ewentualnego nowego rozwoju choroby - stwierdza analityk PISM.
- Wszystko to razem daje efekt w postaci przejawów wrogości wobec obcych. Proceder jest szeroki i dotyka nie tylko czarnoskórych obywateli państw afrykańskich - mówi Przychodniak.