Kilka dni temu, m.in. po tym, jak alarmowano o sytuacji w prywatnym domu opieki na Bobrowieckiej w Warszawie, wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł wydał odezwę do samorządów, by wspomogły takie placówki. Na tym jednak się nie zakończyło, ponieważ gdy na Bobrowieckiej nagle zrezygnowali pracownicy, wojewoda Radziwiłł, były minister zdrowia, zaczął wyznaczać bezpośrednio osoby do pomocy, także do Domów Pomocy Społecznej.
Czytaj więcej: Wojewoda nakazał, oni odmawiali. Pięć osób nie chciało pracować na Bobrowieckiej, są kary
Gdy ludzie - mimo decyzji wojewody - zaczęli odmawiać, spotkali się z karami finansowymi rzędu pięciu tysięcy złotych (to najniższy wymiar, widełki to 5-30 tys.).
Teraz Onet opisuje, że wojewoda postępował w niektórych przypadkach bezprawnie. O ile miał prawo do delegowania pracowników do różnych ośrodków, o tyle nie zweryfikował, kogo właściwie kieruje do pracy. Chodzi o artykuł 47. ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi, który na to zezwala, ale tylko jeśli nakaz nie będzie dotyczył m.in.:
Onet opisuje historie osób, którym wojewoda nakazał pracę w innym miejscu. Coś takiego spotkało panią Annę, pracującą w ośrodku w Łychowskiej Woli, która miała na miesiąc pojechać do pracy w DPS w Tomczycach, gdzie jest 69 osób zakażonych koronawirusem. Kobieta - wylicza portal - samotnie wychowuje 13-letniego syna, więc ustawa jakby "chroni ją" przed takimi delegacjami. Poza tym wyjazd oznaczałby dla niej znalezienie kogoś do opieki nad dzieckiem - co w świetle epidemii mogłoby być wręcz niemożliwe.
Na tym nie koniec, ponieważ wojewoda Radziwiłł zawiesił działalność Środowiskowego Domu Samopomocy w Łychowskiej Woli i wszyscy jego pracownicy dostali podobne wezwania, co pani Anna. Dyrektorka ośrodka Wiesława Pruś także została oddelegowana. Nie zgodziła się na to, ponieważ skończyła 60 lat - ją też "chroni" ustawa. Dalej Onet opisuje, że na 10 pracowników z Łychowskiej Woli tylko jeden z nich spełniał wymogi i udał się do DPS w Tomczycach. Reszta to np. samotne matki z dziećmi.
Biuro prasowe wojewody mazowieckiego Konstantego Radziwiłła na pytania Onetu miało odpowiedzieć zdawkowo, przypominając tylko o przepisach zezwalających na oddelegowywanie. Natomiast w piśmie zaznaczono:
W przypadku, gdy osoba skierowana do pracy podlega przewidzianym w ustawie wyłączeniom (np. opieka nad małoletnim dzieckiem) - wówczas wojewoda uchyla swoją decyzję - zarówno o oddelegowaniu, jak i karze.
Wygląda więc to tak, jakby wojewoda Radziwiłł na oślep delegował osoby i wręczał kary, nie sprawdzając nawet, czy w ogóle może to robić. Pracownicy ośrodka z Łychowskiej Woli odwołali się od decyzji wojewody, ale "do drzwi zaczęli pukać policjanci", którzy mieli wręczyć im kary w wysokości pięciu tys. zł. Finał jest taki, że powstało nikomu niepotrzebne zamieszanie i stresująca sytuacja.
Zresztą wiele wskazuje na to, że wojewoda Radziwiłł trochę zmienił podejście. Na stronach Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego w Warszawie zawisł komunikat z jego apelem do personelu medycznego, by sam zgłaszał gotowość do podejmowania pracy w miejscach, w których "występuje szczególna potrzeba zapewnienia dodatkowej opieki medycznej".
Apel jest w dwóch wersjach (o tożsamej treści, ze zmienionymi zwrotami jak lekarze/pielęgniarki), jeden skierowany jest do lekarzy i lekarzy dentystów, a drugi pielęgniarek i położnych. Jak czytamy:
W związku z epidemią w wielu placówkach opieki zdrowotnej i pomocy społecznej występują nagłe niedobory kadry lekarskiej. Niejednokrotnie, w związku z czasową niezdolnością do pracy spowodowaną chorobami, izolacją lub kwarantanną lekarzy, dochodzi do krytycznych sytuacji w zakresie opieki nad pacjentami. W tej sytuacji proszę Państwa o zgłaszanie swojej gotowości do podjęcia pracy w takich jednostkach do Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego.
Na koniec pada, że z takiej grupy chętnych do podjęcia pomocy wojewoda "pozwoli sobie korzystać w pierwszej kolejności".