Od kilku dni z Downing Street spływały dobre - choć oszczędne - informacje na temat zdrowia premiera Borisa Johnsona. Zakażony koronawirusem polityk w poniedziałek, po 10 dniach spędzonych w domu, trafił na oddział intensywnej terapii. W czwartek jego stan poprawił się na tyle, że mógł go opuścić. Kancelaria premiera podała wówczas, że jest on "we wczesnej fazie powrotu do zdrowia". Wczesnym popołudniem w niedzielę premier opuścił szpital.
Nieco wcześniej Johnson zabrał głos po raz pierwszy, od kiedy trafił do szpitala, i podziękował pracownikom służby zdrowia. - Nie wiem, jak im dziękować. Zawdzięczam im życie - powiedział premier.
Przyrodni brat Johnsona w sobotę skrytykował to, jak leczono premiera, zanim trafił on do szpitala. - Z tego, co wiem - ale nie było mnie tam - nikt nie prosił lekarza o zbadanie go przez cały ten czas, ponad 10 dni - powiedział Max Johnson.
- Miał pozytywny wynik testu, więc nie było wątpliwości, że jest chory. Przychodzi mi do głowy słowo "bałagan". Po co mieć ochroniarzy, jeśli nie można mieć lekarza? Premier powinien być lepiej chroniony - ocenił.
Downing Street w odpowiedzi na słowa brata, poinformowało, że zdrowie Johnsona to jego "prywatna sprawa" i sugerowanie, że nie był badany zanim trafił do szpitala jest "nieścisłością".