Jadwiga Emilewicz, ministerka rozwoju, a w niedalekiej przyszłości zapewne też wicepremierka, w Radiu ZET wieszczyła, co "groziłoby" Polakom i Polkom, gdyby wprowadzono stan klęski żywiołowej. W tej wypowiedzi ważny jest cały kontekst.
Gdy tylko prowadząca wspomniała, że według opozycji "trzeba wprowadzić stan klęski żywiołowej", Emilewicz zaczęła od krygowania się, że teraz mamy stan zagrożenia epidemicznego [tu wtrącenie, nie mamy, funkcjonuje stan epidemii - red.].
Później jednak Emilewicz poszła krok dalej:
Czy wiemy, jakie są konsekwencje wprowadzenia stanu nadzwyczajnego? I nie mówię o tych finansowych. Mówię o tym, że będziemy mieć wojsko na ulicach, pozamykane portale internetowe. (...). No więc w stanie wyjątkowym... pozamykane rozgłośnie radiowe. Naprawdę tego… naprawdę tego chcemy?
Jadwiga Emilewicz straszy więc, że wprowadzenie jakiegokolwiek stanu nadzwyczajnego (a tych w Konstytucji wskazano trzy: stan wojenny, stan wyjątkowy lub stan klęski żywiołowej) od razu zaowocuje "wojskiem na ulicach". Tak nie jest.
Kluczowe jest to, że ministra była pytana o stan klęski żywiołowej, a ten nie przewiduje żadnego wyprowadzania żołnierzy na ulice, nie daje nawet uprawnień do cenzury mediów (stan wyjątkowy już tak). W przypadku stanu klęski żywiołowej nadawcy (media) mogą być jedynie zobowiązywani do zamieszczania komunikatów władzy. Nie ma tam mowy o zamykaniu portali informacyjnych czy radia, zresztą stan klęski żywiołowej jest "najlżejszym" ze stanów nadzwyczajnych, zawiera najmniej możliwych obostrzeń.
Każdy z opisanych stanów nadzwyczajnych ma przypisaną do siebie ustawę, która jasno określa, co może dziać się w trakcie ogłoszenia któregoś z nich. Może, a nie musi (choć są wyjątki). Ustawa nadaje pewne uprawnienia władzy, ale samo wprowadzenie stanu nadzwyczajnego nie uruchamia z automatu wszystkich przepisów, posiada nawet klarowne wyliczenia, jak może wyglądać w trakcie ich obowiązywania "zakres ograniczeń wolności i praw człowieka i obywatela".
Na nieprawdziwą narrację Emilewicz załamaniem rąk reaguje prawnik Maciej Pach, konstytucjonalista z Uniwersytetu Jagiellońskiego, publicysta portalu Konstytucyjny.pl. Jak mówi Gazeta.pl:
To jest brednia notorycznie powtarzana przez ludzi z obozu władzy. Konstytucja jasno klaruje: "Działania podjęte w wyniku wprowadzenia stanu nadzwyczajnego muszą odpowiadać stopniowi zagrożenia i powinny zmierzać do jak najszybszego przywrócenia normalnego funkcjonowania państwa". Trzeba ludzi uświadomić, bo aktualnie społeczeństwo jest po prostu zmanipulowane w tym zakresie. Trzeba powiedzieć wprost: Wraz z wprowadzeniem stanu w życie nie znajdują automatycznie zastosowania wszystkie dopuszczone w nim ustawą ograniczenia! Obowiązują tylko te, które zostaną wskazane w rozporządzeniu wprowadzającym dany stan!
Prawnik jak mantrę powtarza, że cenzura prewencyjna nie mieści się w ustawowej czy konstytucyjnej normie, która ujęłaby go jako "środek do zwalczania" obecnej klęski żywiołowej, czyli epidemii koronawirusa. Wystarczy odpowiedzieć sobie na pytanie: Niby w jaki sposób cenzura albo kontrola paczek pocztowych pod kątem zawartości miałyby przyczynić się do zwalczania epidemii?
Tymczasem Emilewicz sugeruje, że wszystkie środki przewidziane ustawą o stanie wyjątkowym automatycznie znalazłyby zastosowanie. Pach kwituje to tak:
Skoro pani Emilewicz tak powiedziała, to znaczy, że przyznaje się do tego, że jest totalitarystką. Jeżeli tak rozumie ustawę o stanie wyjątkowym, to jest totalitarystką, która dopuszcza cenzurę prewencyjną mediów czy pozbawianie dalszych jeszcze podstawowych praw jednostki pod pozorem walki z epidemią. Albo jest niekompetentna.