Jeden z pracowników Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu w rozmowie z TVN24 wskazał na główne problemy, z jakimi muszą mierzyć się pracownicy medyczni w tej jednostce. W szpitalu, na którym funkcjonują także inne oddziały, jest już 115 pacjentów zakażonych koronawirusem. Wśród nich są także lekarze i pielęgniarki, którzy zakazili się od chorych.
- Marzymy o prawdziwych maskach z filtrami. Dodatkowo powinniśmy mieć przyłbice i gogle. A kombinezony nie z fizeliny, a z jakiegoś porządnego materiału - mówi rozmówca TVN24, który chciał zachować anonimowość. - Wirus rozprzestrzenia się, bo nie mamy żadnych zabezpieczeń. Brakuje wszystkiego. Od samego początku - maseczek, fartuchów. Wszystkie środki ochrony są wyliczane. Każdy oddział musi podać, ilu ma pacjentów, ilu pracowników i w zależności od tego dostaje jakieś ochłapy. Chyba że akurat nic nie mają, to nic nie dostajesz - dodaje.
Pracownik szpitala przyznał, chociaż maseczki na twarz powinny być jednorazowe, to pracownicy szpitala w Radomiu muszą korzystać z jednej przez cały dzień. A czasem i przez kilka dni. - Nie mogę sobie pozwolić, żeby wyrzucić ją po wizycie u pacjenta - dodaje. - Wszyscy się pilnują, dbają o siebie. Każdy zakłada, co ma do ochrony. Na szczęście nie brakuje rękawiczek i środków do dezynfekcji - powiedział rozmówca, podkreślając, że jedynym pozytywem jest to, że personel jest regularnie badany na obecność koronawirusa. - Tak patrzymy po sobie, że połowa tych, którzy mieli kontakt z zarażonymi, złapała wirusa. Co chwilę ktoś ma pozytywny wynik badania - dodaje.
Według rozmówcy pierwszym zakażonym w MSS w Radomiu mógł być jeden z lekarzy, który wrócił z wyjazdu zagranicznego. Okazało się, że miał on koronawirusa. Później ogniska choroby pojawiły się na oddziałach Wewnętrznym I i II, Neurologii i Rehabilitacji. Pielęgniarki, które muszą pracować na kilku oddziałach lub w kilku szpitalach, również są bardziej podatne na zakażenie.