Łukasz Szumowski był pytany w Polsat News o to, czy organizacja wyborów 10 maja nie będzie prowadziła do narażenia zdrowia Polaków. Polityk przyznał, że w ostatnim czasie jest to jedno z najczęstszych pytań, jakie słyszy od dziennikarzy. Dodał jednak, że głosowanie korespondencyjne jest o wiele bezpieczniejszym rozwiązaniem, niż głosowanie w lokalach wyborczych.
- Moja popularność w mediach wzrosła ostatnio niepomiernie. Czytam o różnych naciskach politycznych na mnie, już chyba tylko nie naciskał na mnie prezydent Stanów Zjednoczonych. Największy nacisk czuję ze strony mediów. Mówię wszystkim to samo. Swoje rekomendacje dotyczące wyborów przekażę wtedy, kiedy będą miał realne podstawy; wtedy, kiedy będę widział krzywe zakażeń. Nie będzie to wcześniej, niż w drugiej połowie kwietnia - powiedział minister zdrowia.
Polityk odniósł się także do ostatnich obostrzeń wprowadzonych przez rząd. Minister zdrowia podkreślał, że ich wprowadzenie było konieczne, ponieważ wszystkie modele pokazują, że w połowie kwietnia może nastąpić bardzo szybki wzrost zakażeń. - Stoimy naprawdę na brzytwie. To taniec na brzytwie. Jeżeli państwo się zapadnie, nie będzie miało pieniędzy na leczenie onkologiczne, hematologiczne, pediatryczne, to umrze przez to więcej osób niż na koronawirusa. Z drugiej strony nie możemy pozwolić sobie na całkowite uwolnienie tych rygorów, bo będziemy mieli armagedon i trudne decyzje zrzucone na barki medyków: kogo ratować, a kogo nie - mówił dalej.
Łukasz Szumowski przyznał też, że najbardziej w walce z epidemią koronawirusa brakuje sprzętu ochrony osobistej. W ciągu dwóch ostatnich dni ministerstwo rozdysponowało 5 milionów maseczek. Ponad milion maseczek trafić ma dziś do szpitali onkologicznych, gdzie pacjenci są bardziej narażenia na ryzyko zakażenia. - Każdy z nas coś traci: czas, pieniądze, możliwości pracy, wolność osobistą. To są koszty, które ponosimy podczas epidemii - podsumował minister.