Opisywaliśmy już na Gazeta.pl, że posłowie opozycji wprost wskazywali, także ci obecni na sali plenarnej, że podczas głosowań zdalnych nocą z 27 na 28 marca mieli problemy. System miał źle zapisywać ich głosy, albo nie działać. A głosowania dotyczyły tzw. tarczy antykryzysowej, do której nagle PiS dodało poprawkę wprowadzającą zmiany w Kodeksie wyborczym.
System funkcjonuje bardzo wolno i nie podlega żadnej kontroli. My nie wiemy, kto głosuje, nie wiemy, czy te wyniki są prawidłowe
- mówił Gazeta.pl szef PO Borys Budka.
Sprawdziliśmy przede wszystkim, ile razy pos³owie nie głosowali, ponieważ ta liczba zmieniała się od godz. 3 do 6.20 (wtedy zakończono głosowania) kilka razy. Najgorzej wypadło pierwsze z głosowań wokół pakietu ustaw: nie głosowało wtedy aż 32 posłów, ale później, po godz. 4, nie zagłosowało jedynie 12 z nich, by później znowu 27 nie zagłosowało. Nad całą ustawą nie zagłosowało np. 25 z nich.
Te liczby cały czas się zmieniały. Podczas posiedzenia Sejmu posłowie opozycji zwracali uwagę na to, że wyniki mogą być niedokładne właśnie ze względu na problemy z łączeniem się z systemem. Takie rozbieżności to częściowo potwierdzają. Zwłaszcza że niektórzy posłowie czy posłanki najpierw w jednym głosowaniu normalnie brali udział, po czym w kolejnym - nie było ich.
Widać to na poniższym zestawieniu.
Z danych wynika, że np. w PiS w ogóle nie głosował minister Łukasz Szumowski. Jednocześnie do pewnego momentu nie głosowali posłowie Mariusz Kałużny i Daniel Milewski, po czym później wrócili. W KO przez dłuższy czas nie było głosów np. posła Riada Haidara, który potem włączył się do obrad. W PiS raz nie głosowało 10 posłów, by w następnym głosowaniu było ich sześciu. Innym razem w KO nie głosowało czterech, w następnym - ośmiu.
Do całego obrazu należy dołożyć jeszcze alarmy takie jak posłanki Muchy, która utrzymuje, że w ogóle źle zliczano głosy. Podsumowując: nawet jak na warunki wyjątkowe, cyfrowy Sejm nie zdał egzaminu.