Jak podaje US News, schron ma być wykorzystany w ramach działań prowadzonych w celu powstrzymania epidemii koronawirusa. Stosunkowo łatwo dostać się można do niego z dwóch największych w Izraelu miast.
Bunkier został zbudowany ponad dziesięć lat temu w związku z obawami izraelskiego rządu przed Iranem, który rozwijał swój program nuklearny. Izrael obawiał się także coraz częstszych ataków rakietowych ze strony Hezbollahu (libańskiego ruchu islamistycznego) oraz Hamasu (polityczno-militarnej organizacji palestyńskiej).
Według izraelskich władz w bunkrze znajdują się zarówno pomieszczenia mieszkalne, jak i obiekty dowodzenia. Do schronu można dotrzeć z kompleksu rządowego w Jerozolimie oraz z Tel Awiwu. - Bunkier jest kolejnym narzędziem do zarządzania, kontroli, nadzoru i śledzenia koronawirusa. Obawiamy się, że ten kryzys będzie nam towarzyszył jeszcze przez dłuższy czas - powiedział anonimowo jeden z polityków.
Minister obrony Naftali Bennett żartobliwie dodał, że schron "nie jest tak istotny w związku z epidemią, a przed koronawirusem nie da się schować pod ziemią". Z kolei minister energii Yuval Steinitz w wywiadzie dla stacji radiowej w Tel Awiwie powiedział, że bunkier ma teraz ograniczoną przydatność, ponieważ "chroni przed bombami, ale nie przed mikrobami".
W Izraelu potwierdzonych zostało 2666 przypadków koronawirusa, a liczba ofiar śmiertelnych wzrosła do ośmiu. Rząd wprowadził już środki ostrożności, m.in. ograniczające przemieszczanie się ludzi. Premier Benjamin Netanjahu zapowiedział jednak, że w ciągu kilku dni można zarządzić ogólnokrajową blokadę lub kwarantannę całego kraju.