Stan nadzwyczajny bez stanu nadzwyczajnego? "Mamy klęskę żywiołową - katastrofę naturalną, chorobę zakaźną ludzi"

Wprowadzone przez rząd nowe obostrzenia w poruszaniu i zgromadzaniu się powodują, że w teorii jako państwo coraz bliżej jesteśmy jednego z trzech stanów nadzwyczajnych. Jednak w praktyce wciąż unikamy stwierdzenia tego wprost. Zdaniem dr. hab. Michała Brzezińskiego, eksperta od bezpieczeństwa wewnętrznego i stanów nadzwyczajnych z Uniwersytetu Warszawskiego, "rozstrzyganie o wprowadzeniu jakiegokolwiek ze stanów nadzwyczajnych ma charakter polityczny ze wszystkimi tego konsekwencjami".

Walka z epidemią koronawirusa wchodzi w kluczową fazę. Zdaniem rządzących w ciągu kilku, kilkunastu dni czeka nas pik zachorowań. Dlatego rząd zdecydował o zaostrzeniu obowiązujących od 13 marca obostrzeń dotyczących przemieszczania i zgromadzania się. Nowe restrykcje mają zapewnić, że koronawirus będzie mieć jak najmniejsze szanse na niekontrolowane rozprzestrzenienie się po kraju.

Nie skończyć jak Hiszpania czy Francja

Począwszy od 25 marca aż do 11 kwietnia dalszemu ograniczeniu ulegają możliwość swobodnego poruszania się po kraju. Całkowicie zakazane są zgromadzenia publiczne, za wyjątkiem wydarzeń, w których biorą udział jedynie członkowie rodziny. Ograniczone zostało korzystanie z komunikacji miejskiej - ze względów bezpieczeństwa co najmniej połowa miejsc musi pozostawać wolna. Wreszcie opuszczanie domu jest dozwolone tylko w ściśle określonych przypadkach - wyjścia do i z pracy, wyjścia po zakupy spożywcze oraz do apteki, wizyty lekarskiej, wyprowadzenia psa na spacer. Poza domem poruszać można się w grupach nie przekraczających dwóch osób, ale i tutaj ograniczenie nie dotyczy członków rodziny. Wciąż można jednak w pojedynkę wyjść na spacer albo jogging, a także przemieszczać się w związku z uczestnictwem w sprawowaniu kultu religijnego czy świadczenia wolontariatu związanego ze zwalczaniem epidemii koronawirusa.

Wszystkie sprawy poza najbardziej niezbędnymi odłóżmy na inny termin

- zaapelował na konferencji prasowej minister zdrowia Łukasz Szumowski. Zaznaczył też, że "jeśli nie ograniczymy kontaktu do minimum, nie pomożemy uratować więcej żyć".

To, że mamy mniejszy przyrost zachorowań, niż się spodziewaliśmy, nie może nas usypiać. Konieczne jest wprowadzenia w Polsce kolejnych obostrzeń w celu ograniczenia rozprzestrzeniania się koronawirusa. Widzimy wyraźnie, że jest to niezbędne, żeby zapanować nad rozprzestrzenianiem się i nie dopuścić do sytuacji, jakie widzimy na co dzień w Hiszpanii czy Francji

- podkreślił premier Mateusz Morawiecki. - Koronawirus pokazał dobitnie, że siła gospodarcza państw to za mało, musi być dobra organizacja, musi być zrozumienie społeczne dla działań, gdyż tylko wtedy będziemy w stanie razem, jako całe społeczeństwo zapanować nad niekontrolowanym przyrostem zachorowań na koronawirusa - ocenił szef rządu.

Zobacz, czego konkretnie będą dotyczyć nowe restrykcje. Premier Mateusz Morawiecki wraz z ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim ogłosili to podczas konferencji prasowej:

Zobacz wideo

Stan nadzwyczajny bez stanu nadzwyczajnego

Konferencja premiera i ministra zdrowia przysporzyła jednak więcej pytań niż odpowiedzi. Mamy oto bowiem wprowadzone bardzo daleko idące restrykcje, które uderzają w podstawowe prawa i wolności obywatelskie jak chociażby wolność zgromadzeń. Zakomunikowane zostały w sposób nie do końca przejrzysty (wątpliwości dotyczyły m.in. możliwości spacerów i rekreacyjnego biegania czy prywatnych przejazdów osobowych). Co więcej, bez jednoczesnego wprowadzenia któregoś z trzech przewidzianych w konstytucji stanów nadzwyczajnych: stanu klęski żywiołowej, stanu wyjątkowego i stanu wojennego. Wszystkie powyższe obostrzenia zostały wprowadzone na podstawie rozporządzenia ministra zdrowia, ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi, a także specustawy dotyczącej przeciwdziałania epidemii koronawirusa.

Wątpliwości nie sposób jednak pominąć. Przede wszystkim pojawia się pytanie o to, że obowiązujące restrykcje coraz bardziej zbliżają nas do któregoś ze stanów nadzwyczajnych, podczas gdy formalnie w Polsce wciąż obowiązuje wprowadzony 20 marca stan epidemii. Mamy więc stan wyjątkowy bez wprowadzenia stanu wyjątkowego. Czy rzeczywiście tak jest, pytamy dr. hab. Michała Brzezińskiego z Katedry Bezpieczeństwa Wewnętrznego Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. - Odnosząc się do tzw. faktycznego stanu nadzwyczajnego, intuicja podpowiada, że tak, jednak znowu sprawa jest bardziej złożona niż może się wydawać na pierwszy rzut oka - twierdzi politolog.

Patrząc całościowo, decyzja o zastosowaniu stanów nadzwyczajnych, tj. stanu klęski żywiołowej, stanu wyjątkowego lub stanu wojennego, ma charakter uznaniowy i oznacza, że zależy od oceny sytuacji dokonanej przez wprowadzającego

- tłumaczy nasz rozmówca. Zaznacza też, że aby można było wprowadzić któryś ze stanów nadzwyczajnych, muszą zajść dwie przesłanki - "szczególność zagrożenia oraz niewystarczalność zwykłych środków konstytucyjnych".

W rozmowie z Gazeta.pl politolog przekonuje, że "obecna epidemia ma charakter szczególnego zagrożenia", ale o tym, czy powoduje niewystarczalność zwykłych środków konstytucyjnych tak naprawdę wiedzą jedynie rządzący.

Zatem mamy klęskę żywiołową, tj. katastrofę naturalną (chorobę zakaźną ludzi), której skutki mogą zagrażać życiu i zdrowiu dużej liczby osób, a także mieniu w wielkich rozmiarach, ale czy wymaga ona zastosowania nadzwyczajnych środków? O tym wie i ocenia stan rzeczy wprowadzający

- podkreśla dr hab. Michał Brzeziński.

Obywatele i ich zdrowy rozsądek

Drugą z poważnych wątpliwości jest to, jak władze chcą egzekwować wprowadzone dodatkowe restrykcje w poruszaniu się na terenie kraju oraz w zgromadzaniu się, skoro ani one same, ani służby odpowiadające za bezpieczeństwo Polaków nie zyskały szerszych kompetencji charakterystycznych dla stanów nadzwyczajnych.

Skuteczność wszelkich ograniczeń zależy od obywateli i ich zdrowego rozsądku. To rzecz oczywista. Należy przekonywać, tłumaczyć, zachęcać i pomagać. Zakazy i nakazy są zabezpieczeniem, przed tymi, którzy nie zrozumieli powagi sytuacji i swoimi zachowaniami narażają innych, utrudniając powrót do normalności

- mówi w rozmowie z Gazeta.pl politolog.

Jak tłumaczy nasz rozmówca, "służby w stanach nadzwyczajnych zasadniczo nie uzyskują nowych uprawnień", chociaż są od tej zasady pewne wyjątki (np. użycie broni palnej przez pododdziały zwarte policji w stanie wyjątkowym). Ich zadania nadal obejmują wykonywanie i egzekwowanie decyzji, zarządzeń i rozporządzeń organów administracji publicznej, co oznacza m.in. zatrzymania, przeszukania czy nakładanie mandatów. - Zasadniczo rzecz ujmując, służby w stanach nadzwyczajnych dalej mają charakter wykonawczy, tak jak w warunkach codziennych. Wzrost uprawnień charakteryzuje ww. organy administracji publicznej - wyjaśnia dr hab. Michał Brzeziński.

"Nowa normalność" premiera Morawieckiego

Wreszcie ostatni znak zapytania, ale nie najmniej ważny, czyli przeprowadzenie wyborów 10 maja.

Ja nie widzę powodu dzisiaj, żeby egzaminy maturalne czy wybory prezydenckie się nie odbywały. Oczywiście zachowanie dystansu, wszystkie przepisy, które będą obowiązywały, muszą być zachowane

- ogłosił na konferencji prasowej premier Morawiecki. Jak później dodał, celem rządu jest, żeby po Świętach Wielkanocnych sytuacja w kraju zaczęła wracać do normy sprzed wybuchu epidemii koronawirusa. - Chcemy, żeby się odbyły egzaminy maturalne, egzaminy ósmoklasisty, żeby życie wróciło do pewnej "nowej normalności" - wyjaśnił szef rządu.

- Pytanie o możliwość przeprowadzenia wyborów prezydenckich teraz wydaje się przedwczesne, choć coraz bardziej nurtujące - zauważa dr. hab. Michał Brzeziński. Strona techniczna wyborów wydaje mi się najmniejszym z problemów. Na wybory należy patrzeć poprzez trudności z prowadzeniem kampanii i problem frekwencji. Sądzę, że sytuacja jest dynamiczna i rozstrzygający będzie dalszy przebieg epidemii, najbliższe dwa tygodnie - podsumował nasz rozmówca.

Więcej o: