Zobacz nagranie. Rzecznik sztabu Andrzeja Dudy o terminie wyborów prezydenckich:
Jacek Gądek: - Jest dziś możliwość czysto logistyczna, aby zorganizować 10 maja wybory prezydenckie?
Wojciech Hermeliński: - Logistyczna możliwość aktualnie jest, ale tak będzie tylko do etapu kompletowania komisji obwodowych, czyli na 21 dni przed wyborami.
Dlaczego?
Będzie trzeba zrekrutować ludzi do komisji wyborczych, a potem ich przeszkolić. Mamy ponad 27 tys. komisji obwodowych, a więc potrzeba ok. 300 tys. osób. Zawsze były kłopoty z kompletowaniem tych komisji, bo to właśnie na tych ludziach spoczywa ciężar kontaktu z wyborcami, a potem liczenia głosów. Członkowie tych komisji to zazwyczaj osoby starsze - emeryci, którzy chcą sobie dorobić dietami przysługującymi członkom komisji. Część z nich to osoby, które wielokrotnie już zasiadały w komisjach, więc mają duże doświadczenie.
Obawiam się, że teraz te osoby nie będą się kwapić, by cały dzień spędzać w lokalu komisji, często niewietrzonym i przez ten cały dzień mieć kontakt z wieloma wyborcami. A potem jeszcze w nocy liczyć głosy.
Jeśli zgłosi się 100 tys., a nie 300 tys. chętnych do komisji, to co wówczas? Można przymusowo uzupełnić te wakaty?
Nie ma przepisów, które pozwalałyby na przymusowe skierowanie kogoś do komisji wyborczej.
Zatem co?
Skoro nie ma komisji obwodowej, to nie ma w niej głosowania. Takiej sytuacji być nie może, bo byłoby to pozbawienie obywateli praw wyborczych. Uważam, że doprowadzenie do tego momentu będzie błędem. Decyzję ws. przesunięcia wyborów trzeba podjąć już teraz, a najpóźniej do końca miesiąca - póki jeszcze nie gonią nas terminy działań czysto technicznych.
Scenariusz taki, że oto połowa czy choćby jedna trzecia komisji obwodowych nie działa w dniu wyborów, jest realny?
To byłoby - powtarzam - ograniczenie prawa wyborczego, bo w tych obwodach, w których nie ma komisji, ludzie nie będą mogli głosować. Oczywiście, można by poprzerzucać wyborców z takich obwodów do innych, ale komisje nie są przecież z gumy.
A może warto sprawdzić, czy będą chętni do wszystkich komisji obwodowych? I dopiero wtedy podjąć decyzję, czy przesuwać wybory?
Jeżeli władze nie podejmą decyzji o przesunięciu wyborów, to PKW jest zobowiązana prowadzić całą procedurę wyborczą i rekrutować kandydatów do komisji wyborczych. Może się uda. Może na przykład będzie decyzja o podwyższeniu diet, aby zachęcić ludzi do zasiadania w tych komisjach. A jeśli mimo to okaże się, że komisje w znacznym stopniu nie są obsadzone, to wówczas będzie trzeba rozważyć, co dalej.
Nawet 100 tys. osób może być poddanych kwarantannie. Co z nimi w czasie wyborów?
Osoby objęte kwarantanną nie mogą wychodzić na ulice i iść do lokalu wyborczego. Faktycznie będą zatem pozbawione praw wyborczych, a przecież apogeum tej zarazy ma przypaść na połowę kwietnia.
Jeśli rozwiązaniem jest podwyższanie diet, by zachęcić ludzi do zasiadania w komisjach, to mogą to być najdroższe wybory w historii?
Tak. Mogą być najdroższe. Te diety i tak zostały już podwyższone przed wyborami samorządowymi w 2018 r. Dziś wynoszą nawet 500 zł za dzień pracy. Dla starszej osoby w małej miejscowości to jest istotny zastrzyk finansowy. Krajowe Biuro Wyborcze zawsze się borykało z brakiem chętnych do komisji, więc wyższe diety były zachętą.
Kampania wyborcza trwa czy nie?
Jeśli kampania w ogóle trwa, to ledwo pełza. Kandydaci mają internetowe spotkania, ale nie o to przecież chodzi w kampanii wyborczej. Agitacja wyborcza - jak mówi kodeks wyborczy - polega na publicznym zachęcaniu do głosowania na określonego kandydata. Zawsze się to odbywało w czasie spotkań, publicznie, a tego teraz nie ma.
Prezydent tę kampanię owszem prowadzi, choć oczywiście trudno rozgraniczyć kampanię od pracy prezydenta. Niemniej, głowa państwa jest widoczna, a pozostali kandydaci już nie, co jest naruszeniem zasady równości wyborów.
Jeśli wybory się jednak odbędą, to czy dla Sądu Najwyższego będzie to istotna przesłanka do stwierdzenia ich nieważności?
Jestem przekonany, że będą wpływały liczne protesty wyborcze z uwagi na pozbawianie bądź ograniczanie praw wyborczych. Protesty te będą argumentowane, że nie było kampanii wyborczej i nie zachowano równości kandydatów, bo prezydent jakoś jednak prowadzi kampanię, a pozostali podporządkowali się zaleceniom władz i nie spotykają się z wyborcami. Z kolei ludzie przebywający w kwarantannie z pewnością licznie zgłoszą swoje protesty.
Ale czy to będzie przesłanka do stwierdzenia nieważności całych wyborów?
To trudno dziś powiedzieć.
Pan był jednak sędzią przez długie lata…
…ale takich sytuacji nigdy nie mieliśmy. Osobiście uważam, że wyborca skarżący się na nierówność wyborów, czyli naruszenie jednej z konstytucyjnych zasad, miałby szansę na pozytywne rozpatrzenie swojej skargi przez Sąd Najwyższy. Przewidzieć tego jednak nie sposób.
Pamiętam, jak wiele było protestów wyborczych po wyborach samorządowych 2014 r. i ostatnich wyborach parlamentarnych - dotyczyły nierównego traktowania kandydatów przez telewizję publiczną. Sąd Najwyższy stwierdził, że trudno to ocenić i pozostawił je bez rozpoznania. Teraz sytuacja jest jednak bardziej jednoznaczna, ale dalej rzeczą podlegającą ocenie jest to, czy jeśli jeden kandydat prowadzi kampanię, a pozostali nie i czy to czy to narusza zasady równości. Moim zdaniem byłby to zarzut zasadny i mający szansę na pozytywne rozstrzygnięcie.
Ale prezydent stawia sprawę jasno: "na razie nie ma mowy o zmienianiu terminu wyborów". Co by pan rekomendował prezydentowi i obozowi rządzącemu?
Władze powołują się przy tym na przykład Francji, gdzie wybory samorządowe się odbyły, ale już II tura został przesunięta przez prezydenta - na czerwiec.
Polskiemu rządowi i prezydentowi bym powiedział wprost: powinniśmy przełożyć wybory. Bo po pierwsze: nie wszyscy będą mogli głosować, skoro wielu wyborców będzie poddanych kwarantannie. Po drugie: będzie kłopot ze stworzeniem komisji wyborczych. Po trzecie: frekwencja będzie niska. Spodziewano się, że w wyborach prezydenckich weźmie udział 60-70 proc. wyborców. W maju będzie ona niska, więc będzie można postawić zarzut, że wynik wyborów jest niereprezentatywny, bo nie wszyscy poszli na wybory, choć chcieli.
Jestem w stanie sobie wyobrazić, że niektórzy pomyślą: trudni, niech mój kandydat przegra, ale wolę być zdrowy, więc nie idę na głosowanie i zostanę w domu. Prezydent wybrany w takich wyborach nie będzie miał silnej legitymacji demokratycznej.
Obóz rządzący argumentuje, że przesuniecie wyborów na wakacje źle wpłynie na frekwencję, a z kolei wybory na jesieni będą oznaczać przedłużenie kadencji prezydenta aż o pół roku.
Jeśli sięgnąć do konstytucji, to należałoby wprowadzić - dziś najbardziej trafny - stan klęski żywiołowej. Po wygaśnięciu tego stanu jest 90 dni na kampanię wyborczą i zorganizowanie wyborów. Odbyłyby się one zatem jesienią. To, że przedłuży się w ten sposób kadencja obecnego prezydenta, wynika z konstytucji. Przedłużenie kadencji jest lepszym rozwiązaniem niż na siłę przeprowadzanie wyborów, które nie dadzą nowemu prezydentowi silnej legitymacji.
Czy pan pamięta jakieś trudniejsze do zorganizowania wybory z ostatnich 30 lat?
Najtrudniejsze są wybory samorządowe, ale wybory w 2018 r. przeprowadzono bardzo dobrze. Z kolei wybory prezydenckie są najłatwiejsze i gdyby nie epidemia koronawirusa, to wszystko by poszło sprawnie.
Dlaczego wobec wszystkich argumentów na "nie", obóz rządzący podtrzymuje decyzję o wyborach w maju?
Rządzący dodają "jak na razie", ale rozumiem, że czynią to dla pewnego uspokojenia. Myślę, że władza niechętnie podchodzi do pomysłu odroczenia wyborów, bo być może zostanie to potraktowane jako ich nieudolność i klęska. Według mnie takie myślenie jest nieuzasadnione.
Nie chcę głosić pojawiającej się teorii, że dzięki wyborom przeprowadzanym właśnie teraz, to urzędujący prezydent ma największe szanse. Ale coś w tym pewnie jest, bo sondaże rzeczywiście pokazują, że prezydent miałby szansę wygrać już w I turze. W kwestie polityczne nie wnikam, niemniej gdyby faktycznie tak się stało, to można będzie mówić, że elekcję przeprowadzono z pominięciem części wyborców, a więc pozbawieniem ich praw, zatem - powtórzę - wynik nie da mocnej legitymacji zwycięzcy wyborów. A prezydent powinien mieć ją silną.
A może państwo w czasach zarazy powinno przeć do zorganizowania wyborów za wszelką cenę, aby pokazać własną siłę i sprawczość?
Możliwe, że taka właśnie jest myśl władz: chęć pokazania, że sobie poradzi i dlatego prze do wyborów. Być może w jakiś nadzwyczajny sposób uda się zmobilizować członków komisji obwodowych. Ale jak ma wyglądać samo głosowanie? Każdy wyborca musi pójść do komisji. Musi też podejść do członków komisji, aby złożyć podpis - to kolejna przeszkoda, która u wyborcy może wywołać odruch, by jednak zrezygnować z udziału w wyborach.
Niemniej, jeśli władze będą w stanie spełnić wszystkie warunki, o których mówię, to nie mam zamiaru odwodzić nikogo od przeprowadzania wyborów. Obawiam się jednak, że techniczne i organizacyjne przeszkody mogą to po prostu uniemożliwić.