Jeszcze parę dni temu prezydent Andrzej Duda mówił po posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego, że "nie widać żadnego zagrożenia terminu wyborów". Jednak sytuacja jest bardzo dynamiczna - w Polsce odnotowywane są kolejne przypadki zarażenia koronawirusem (służby mówią o 84 osobach), a dwie osoby zmarły. Nie dziwią więc apele kolejnych polityków o zmianę terminu wyborów. Do tego grona dołączył właśnie Donald Tusk.
Były premier nie ma wątpliwości. Epidemia wyklucza kampanię.
Pierwsza tura wyborów prezydenckich ma się odbyć 10 maja. W drugiej Polacy zagłosują dwa tygodnie później 24 maja. Szef kancelarii premiera Michał Dworczyk przyznał, że przełożenie wyborów jest możliwe. Rządzący jednak wciąż zwlekają z taką decyzją, a koronawirus już teraz paraliżuje kampanię wyborczą. W rozmowie z Gazeta.pl Cezary Tomczyk, poseł Platformy Obywatelskiej i rzecznik prasowy rządu Ewy Kopacz, stwierdził, że epidemia drastycznie wpłynie na życie polityczne w kraju. - Kampania w Polsce się zatrzymała. Wszyscy skupiamy się na walce z wirusem - mówił polityk.
Wielu kandydatów zrezygnowało z organizowania licznych zgromadzeń. Z wyborcami nie spotykają się m.in. prezydent Andrzej Duda, Małgorzata Kidawa-Błońska (KO) czy Szymon Hołownia (niezależny). Z kolei Władysław Kosiniak-Kamysz z PSL-u stwierdził, że gdyby nie było możliwości prowadzenia kampanii wyborczej i istniałoby zagrożenie dla ludności, obowiązkiem władz byłoby wprowadzenie stanu nadzwyczajnego.
Nie wiemy jeszcze, czy rząd zdecyduje się na wprowadzenie stanu wyjątkowego. Coraz częściej mówi się, że taka decyzja ma zapaść w poniedziałek 16 marca. Jeżeli tak się stanie, to wybory zostaną przełożone.