Zobacz nagranie. Dworczyk: Terytorialsi pomagają w monitorowaniu osób w kwarantannie:
Szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Michał Dworczyk (PiS) zaapelował do urzędów państwowych o maksymalne wdrożenie pracy zdalnej. Jak podkreślał, przykład daje jego kancelaria, w której z takiej formy pracy korzysta 55 proc. pracowników. Zaznaczał przy tym, że liczba ta ma jeszcze rosnąć.
Powód jest prosty: rozprzestrzenianie się koronawirusa można ograniczać, minimalizując kontakty między ludźmi. Praca zdalna więc aż się narzuca. Dworczyk podkreślał zatem, że to rozwiązanie powinny wprowadzać inne urzędy państwowe i przedsiębiorcy.
Zapytaliśmy pracowników różnych ministerstw o to, czy się udaje - ich wypowiedzi zanonimizowaliśmy. Kiepsko - jak wynika z naszych rozmów - jest w resortach rodziny, pracy i polityki społecznej, klimatu oraz edukacji. Już wczoraj wysłaliśmy do kancelarii premiera o pytania o statystyczne dane ws. pracy zdalnej w poszczególnych ministerstwach. Odpowiedzi jeszcze nie uzyskaliśmy.
- Wszyscy pochwalają to, że rząd wymyślił jak to teraz pracownicy mają przechodzić na pracę zdalną, ale w praktyce u nas wygląda to tak, że często się nie da - mówi jeden z pracowników.
Dlaczego? - Nie mamy laptopów. Nikt nigdy nie przewidział, że będzie trzeba kiedyś pracować zdalnie, więc nigdy nie było w budżecie pieniędzy na ich kupienie. Laptopów jest po prostu o wiele za mało, dużo mniej niż pracowników. Standardem pracy od lat są komputery stacjonarne. Ministerstwo nie jest przygotowane na taki kryzys jak obecny - słyszymy.
To znaczy ile? - Na cały wydział są dwa służbowe laptopy. Na cały departament - cztery. No to komu je dać, skoro w departamencie pracuje kilkadziesiąt osób?
- Przyszedł email, że ogólnie zalecana jest teraz praca zdalna, ale w praktyce jeśli ktoś nie ma służbowego laptopa, to nie może przejść na tryb zdalny. A przecież mało kto go ma. Od lat był nacisk na to, że każdy musi mieć komputer stacjonarny, a najlepiej jeszcze przywiercony do biurka - mówi jeden z pracowników. - Pic na wodę. Urząd nie jest gotowy - dodaje.
A to o resorcie Łukasza Szumowskiego. - W Ministerstwie Zdrowia wygląda to inaczej. Cały wydział pracował na laptopach, więc w jednej chwili zapadła decyzja: zabierać je do domów i pracować zdalnie - opowiada pracownik administracji.
Irytację wzbudziła zwłaszcza konferencja z udziałem minister rodziny, pracy i polityki społecznej. To dlatego, że minister Marlena Maląg apelowała do pracodawców o wysyłanie ludzi do pracy w domu. - To szopka, bo jej własne ministerstwo nie jest w stanie dać swoim pracownikom laptopów i wysłać do domów - słyszymy od osoby zorientowanej w sytuacji w tym ministerstwie.
- W kancelarii premiera się udało. To kwestia determinacji. Tymczasem u nas w wydziale w ostatnich dniach wszyscy pracują na miejscu, a nie zdalnie - mówi jeden z pracowników administracji rządowej.
Odpowiedzi na pytania wysłane do KPRM, MEN i MRPiPS jeszcze nie otrzymaliśmy. Ministerstwo rodziny i pracy nie ma nawet rzecznika.