Zmiana czasu z letniego na zimowy nastąpi w nocy z soboty 30 października na niedzielę 31 października. Przestawimy wtedy wskazówki zegarów o godzinę do tyłu, z 3:00 na 2:00, zyskując jednorazowo dodatkową godzinę snu. Czy jednak w przypadku zmiany czasu rzeczywiście można mówić o korzyściach? Grupa posłów PSL-Koalicji Polskiej w ubiegły piątek wystosowała do Sejmu projekt ustawy o wprowadzeniu czasu letniego środkowoeuropejskiego jako czasu urzędowego w Polsce. Politycy argumentują, że zmiana "nie znajduje obecnie ani uzasadnienia społecznego, ani ekonomicznego", a ponadto negatywnie wpływa na zdrowie.
"Zmiana czasu prowadzi do rozregulowania zegara biologicznego, którego rytm stanowi fundamentalne znaczenie dla zdrowia każdego człowieka i wpływa niekorzystnie na samopoczucie, objawiając się m.in. w kłopotami ze snem czy problemami z koncentracją" - czytamy w treści dokumentu. Jak w nim zauważono, "zmiana czasu od dawna nie przynosi korzystnego efektu w postaci oszczędzania energii elektrycznej", jak również "powoduje utrudnienia w działalności przedsiębiorstw, szczególnie sektora transportowego i bankowego". Posłowie wyrazili nadzieję, że Sejm będzie obradował nad ich projektem w najbliższą środę, 29 września, ale jak dotąd nie znalazł się w porządku obrad.
"Fakt" zapytał Ministerstwo Rolnictwa o to, na jakim etapie są obecnie prace nad zniesieniem zmiany czasu w Unii Europejskiej. Resort odpowiedział dziennikowi, że "obecnie (...) - m.in. w związku z trwającą pandemią - na forum UE nie toczą się prace w tym zakresie i na chwilę obecną nie jest wiadome, jakie będą dalsze losy tego projektu i czy ostatecznie odejdziemy od sezonowych zmian czasu". Ministerstwo zaznaczyło, że "najważniejsze jest zachowanie harmonizacji w kwestii czasu pomiędzy państwami członkowskimi, głównie ze względu na konieczność takiej harmonizacji na jednolitym rynku UE".