"Czarny grzyb" nie atakuje już wyłącznie w Indiach. Według doniesień, infekcja dotarła już do Pakistanu, Bangladeszu, a nawet Rosji.
Pacjenci, którzy cierpią na tę infekcję grzybiczą, mają objawy zatkanego i krwawiącego nosa, obrzęk i ból oczu, opadanie powiek oraz skarżą się na niewyraźnie widzenie, które w najgorszym przypadku kończy się utratą wzroku. U osób zainfekowanych, wokół nosa mogą znajdować się czarne plamy na skórze. Lekarze twierdzą, że większość ich pacjentów spóźnia się i zgłasza w momencie, gdy już tracą wzrok, a oni są wówczas zmuszeni do chirurgicznego usunięcia oka pacjenta, aby infekcja nie dotarła do mózgu.
Niestety, wczesne rozpoznanie przypadku mukormykozy nie jest łatwe. W przeciwieństwie do niektórych innych infekcji grzybiczych, nie ma testów na bazie krwi, które mogłyby je wykryć. Diagnoza wymaga więc wykonania biopsji, zbadania próbki, a czasem wykonania skanu CT - wszystko to wiąże się z dostępnością personelu specjalistycznego do wykonywania tych zadań i zaawansowanego sprzętu do ich obsługi. W biednych krajach opieka zdrowotna bardzo często nie może tego zagwarantować, a przykładem są Indie, gdzie brakuje nawet leków przeciwgrzybiczych, a większości ludzi nie stać na ich zakup.
Istnieje stosunkowo niewiele środków przeciwgrzybicznych, a chociaż niektóre z nich są dostępne od dziesięcioleci, nowsze wersje, które są mniej toksyczne dla pacjentów, są drogie i trudnodostępne. W przypadku preferowanego leku "jednodniowa terapia kosztuje 30 000 rupii (około 410 dolarów), co jest katastrofalnym wydatkiem na zdrowie dla 99 proc. Hindusów" - mówi Kalantri. - Terapia często trwa tygodniami i wymaga wlewu dożylnego, przyjęcia do szpitala i ścisłego monitorowania czynności nerek - dodaje.
Ryzyko "czarnego grzyba" zwiększają sterydy, które stosuje się w celu zmniejszenia zapalenia płuc u chorych z COVID-19. Leki te osłabiają bowiem układ odpornościowy organizmu. Lekarze zaczynają opracowywać już algorytmy leczenia, aby osłabić ich atak. - U ludzi, u których występuje COVID-19 i mają zdiagnozowaną cukrzycę pojawia się ekstremalne ryzyko - mówi Kieren Marr, lekarz z Johns Hopkins University School of Medicine i dyrektor medyczny programu przeszczepów i chorób zakaźnych onkologicznych.
Naukowcy uspokajają jednak, że nie wykryto jeszcze przypadków zakażenia "czarnym grzybem" od drugiej osoby.
"Czarny grzyb" to dość rzadka, ale bardzo poważna choroba. Wywołują ją zarodniki grzybów mucormycetes, które występują w glebie i rozkładającej się materii organicznej. Nie są one groźne dla osób zdrowych, jednak dla pacjentów z COVID-19 mogą być nawet przyczyną zgonu. - Zarodniki grzybów są wszędzie, ale jesteśmy w stanie skutecznie usuwać je z naszych płuc. Ale koronawirus uszkadza płuca. Mamy więc zmniejszoną zdolność do naturalnego usuwania zarodników - mówi "Scientific American" Arturo Casadevall, lekarz i mikrobiolog w Johns Hopkins Bloomberg School of Public Health.
Mukormykoza to kolejne zaskoczenie związane z pandemią koronawirusa. "Czarny grzyb" ma ogólną śmiertelność na poziomie 50 procent, ale nie można przewidzieć, jak rozwinie się sytuacja związana z tą infekcją.