Na najwyższym szczycie na świecie doszło do śmierci dwóch himalaistów. Są nimi 40-letni Szwajcar oraz 55-letni Amerykanin. Obaj zmarli z wycieńczenia. To pierwsze ofiary tegorocznego sezonu na Mount Evereście.
Szwajcar zmarł z wyczerpania w pobliżu szczytu, już po jego zdobyciu. Amerykanin dotarł natomiast do Uskoku Hillary'ego, tuż poniżej szczytu, gdzie doznał ślepoty śnieżnej. Szerpowie pomogli mu zejść do obozu, gdzie także zmarł z wyczerpania.
Ciała obu mężczyzn zostaną zniesione do obozu, gdy tylko poprawią się warunki pogodowe. Jak pisze NBC News, transport ciał z najwyższych wysokości jest nie tylko trudnym i czasochłonnym zadaniem, ale także bardzo kosztownym. Jak na razie złe warunki zmusiły wspinaczy do schodzenia na niższe wysokości.
Nie podano żadnych dodatkowych szczegółów na temat zmarłych wspinaczy. Nie wiadomo, kiedy ich ciała zostaną sprowadzone. Złe warunki pogodowe zmusiły na razie wspinaczy do schodzenia na niższe wysokości. Przenoszenie ciał po oblodzonych i śliskich stokach z najwyższych partii Mount Everest jest trudnym zadaniem, które zajmuje dużo czasu, wymaga kilku szerpów i jest bardzo kosztowne.
Jak podaje portal, ze względu na pandemię Mount Everest został w zeszłym roku zamknięty do wspinaczki po obu stronach - zarówno nepalskiej, jak i chińskiej. W tegorocznym kwietniowo-majowym sezonie Nepal wydał jednak rekordowe 408 zezwoleń na wspinaczkę dla zagranicznych turystów. W maju pogoda na szczycie jest zazwyczaj najdogodniejsza.
Co roku na Mount Evereście ginie średnio pięć osób. W ostatnich latach doszło do wzrostu liczby wspinaczy, co doprowadziło do zatłoczenia szlaków, a także większej liczby wypadków. Nepalskie ministerstwo turystyki postanowiło więc ograniczyć liczbę osób, które mogą wejść na szczyt w oknie pogodowym. Na szlakach mają zostać wprowadzone także zabezpieczenia przed transmisją koronawirusa.