Sprawa dotyczyła sytuacji z 26 lipca 2019 roku, kiedy dziennikarz prowadził samochód w stanie nietrzeźwości. Poruszał się autem marki BMW autostradą A1. W pobliżu Piotrkowa Trybunalskiego na odcinku drogi krajowej nr 1 najechał na słupki oddzielające pasy ruchu remontowanej nawierzchni.
Sąd zdecydował o skazaniu Kamila Durczoka (zgoda na pokazywanie danych osobowych oraz wizerunku dziennikarza została przekazana redakcji tvn24.pl przez jego pełnomocnika, mecenasa Łukasza Isenko) na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na okres dwóch lat. Dziennikarz we wtorek nie pojawił się w sądzie.
Dodatkowo został zobowiązany do wpłacenia 30 tysięcy złotych na Fundusz Sprawiedliwości i nie może prowadzić pojazdów przez pięć lat. Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura domagała się kary 2,5 roku pozbawienia wolności, 7 lat zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych oraz wpłacenia na Fundusz Sprawiedliwości kwoty w wysokości 50 tysięcy złotych - informował portal wp.pl.
Według ustaleń prokuratury dziennikarz miał przejechać autostradą ok. 370 km z prędkością 140 km/h. W momencie kiedy stracił panowanie nad pojazdem, jechał ok. 96 km/h, choć w tym miejscu obowiązywało ograniczenie do 70 hm/h.
Zdaniem przewodniczącej składu sędziowskiego Małgorzaty Krupskiej-Świstak materiał dowodowy, który udało się zgromadzić, nie pozostawił wątpliwości dotyczących prowadzenia pojazdu pod wpływem alkoholu. Obrońca dziennikarza poddał w wątpliwość zasadność opinii biegłych w kwestii zarzutu dotyczącego spowodowania zagrożenia powstania katastrofy w ruchu lądowym. Do tego wniosku przychyliła się sędzia, uznając, że Kamil Durczok nie jest winny powyższemu zarzutowi.
- Katastrofa to jest coś więcej niż zagrożenie wypadkiem czy zderzeniem. To zdarzenie, którego rozmiary są wykraczające poza np. kolizję dwóch pojazdów, co w tych realiach sprawy ewentualnie mogło mieć miejsce. I biegli powiedzieli, że w ramach tego zdarzenia zagrożeniem były objęte kierująca i pasażerka toyoty avensis. I tylko ewentualnie w ramach tego pojazdu można mówić o jakimś niebezpieczeństwie, które zostało wykreowane przez najechanie na słupek. Ale to nie spełnia znamienia katastrofy, o której możemy mówić przy zagrożeniu dla 10 osób lub więcej - argumentował w połowie marca mecenas Isenko, cytowany przez rmf24.pl za PAP.
W wydanym wyroku sędzia podkreśliła, że jakiekolwiek osobiste kłopoty, porażki czy choroba alkoholowa nie są usprawiedliwieniem bezmyślnego zachowania, jakim było prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości, dlatego zastosowano karę najsurowszego rodzaju. Zazwyczaj w tego typu sprawach, gdy oskarżeni nie byli wcześniej karani, zostają zobowiązani do zapłacenia grzywny.